Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że tofu jemy częściej niż mięso. To produkt tak powszedni w naszej kuchni jak mąka czy masło. I oczywiście zwykle robimy go sami. Pisałam już o tym tutaj i tutaj, choć od tego czasu repertuar naszych dań z sojowego sera wzrósł niepomiernie. Wegetarian nie trzeba do tofu przekonywać, ale mięsożerców szczerze namawiam na to urozmaicenie. Produktem ubocznym wytwarzania tofu jest okara czyli rodzaj wytłoczyn sojowych: jasno beżowej, wilgotnej papki podobnej do drobnych wiórków kokosowych. Okara zawiera mało tłuszczu, jest bogata w błonnik. Zawiera też około 3,5g białka na 100g czyli tyle samo co ciemny ryż czy pełne mleko. Mimo to długo nie mogłam się przekonać do okary. Nie pomogło mi nawet to, że w Japonii o- dodaje się przed słowem by nadać mu cześć . Pomysły w stylu dodaj okary do płatków powodowały niebezpieczne pęcznienie policzków. A wrzuć do chleba, wołanie o pomstę do nieba. Do chleba mam stosunek nabożny i na wszelkie fusion patrzę spode łba. A produkcja tofu trwała, w kompoście wyrastały kolejne pokolenia mało pożytecznych za to łasych na białko glizd. No bo przecież nie wyrzucę do śmieci komunalnych bądź co bądź jedzenia. I pewnego dnia mnie oświeciło. Dodałam podprażoną okarę do batonów musli i to był strzał w dziesiątkę. To chyba najlepsze batony musli jakie jadłam. Okara nadaje im ciekawej konsystencji i to białko! Jak chce by było wegańsko dodaję skondensowane mleko sojowe, też własnej roboty. Innym razem idę na łatwiznę i sklejam syropem miodowo-cukrowym. Poniżej wersja ze słodkim mlekiem skondensowanym (litr mleka szklanka cukru i gotujemy całość aż zacznie przypominać mleko z puszki, dłużej gdy chcemy dulche de leche).
Batony musli z okary
Na jedną dużą blachę z piekarnika. Trudno mi podać proporcje, ale chodzi o to by ziaren, orzechów i suszonych owoców było 3/4 tego co okary i płatków
-2 szklanki okary (po produkcji tofu z 1 szklanki soi)
-1 szklanka płatków owsianych
- 1/2 szklanki rodzynek
-1/2 szklanki siekanych do wyboru: daktyli, fig, żurawiny, suszonych moreli, śliwek suszonych
-ew. garść wiórków kokosowych
-1/2 szklanki siekanych dowolnych orzechów
-3 łyżki sezamu ( czarnego sezamu, maku)
-3 łyżki słonecznika( pestek dyni)
- 200ml słodkiego mleka skondensowanego
-2 łyżki masła lub oleju z pestek winogron
Okarę rozrzucamy warstewką na blasze i suszymy w temp. 100 st C, aż wyparuje cała wilgoć.
Suchą mieszamy w misce ze wszystkimi składnikami. Proporcje i kombinacje są dowolne. Masło i mleko podgrzewamy i zalewamy suche składniki. Mieszamy. Powinniśmy otrzymać, gęstą, lepką masę. Niezbyt suchą, ale też nie płynącą. Całość wyrzucamy na blachę wyłożona pergaminem. Przykrywamy drugim i równo rozpłaszczamy: wałkiem lub deską. Zdejmujemy papier z wierzchu. Pieczemy 60-90 minut w temp. 130 st.C. Kroimy na prostokąty. Przechowujemy nawet ponad tydzień w puszce lub pudełku.
Drugie danie może stanowić samodzielny posiłek. To nasz sposób na szybką kolację lub lunch do pudełka. Smakuje jak ot kasza z warzywami. Przepis pochodzi z książki Kansha Elisabeth Ardon, która wspaniale opisuje japońskie tradycje wegetariańskie i wegańskie. Dzięki niej polubiłam daikon na ciepło. Książka jest pięknie wydana, niestety prawie każdy przepis zawiera jakiś dziwny składnik, nie zawsze dostępny w Polsce. Dlatego albo stosujemy zamienniki albo robimy długie listy do Ameryki. Na szczęście okarę możemy zrobić sami.
U No Hana
-1 szklanka okary ( mocno upakowana)
-1/2 pora pokrojonego wzdłuż na cienkie piórka
-1/2 szklanki pokrojonych w kostkę marchwi, pietruszki i/lub korzenia lotosu ( my dajemy też selera, skorzonere, rzepki)
-1/3 szklanki pokrojonych pieczarek lub innych łagodnych grzybów: shitake, boczniaki, enokitake
-1 łyżka sake
- 1 szklanka bulionu* z
-1 łyżka mirinu ( słodkiego wina ryżowego)
-2 łyżki jasnego sosu sojowego
-2 łyżki młodego groszku cukrowego lub groszku śnieżnego, świeżej soi lub małego bobu bez łupek.
*Bulionu można użyć warzywnego lub przygotować bulion japoński na suszonych grzybach shitake (8-10) lub suszonym daikonie (1/2 szklanki), do tego kawałek glona kombu i 4 szklanki wody. Najpierw namaczamy składniki w ciepłej wodzie przez 30 minut. Wszystkie składniki do kupienia w sklepach z żywnością azjatycką.
Okarę wykładamy na grubą mocno rozgrzaną patelnię, żeliwna jest niezastąpiona, prażymy około 4-5 minut, cały czas mieszając i rozbijając duże grudki. Następnie dodajemy pora i warzywa korzeniowe, dalej smażymy przez 1-2 minuty. Dodajemy grzyby. Wlewamy sake i bulion, zmniejszamy ogień, przykrywamy i gotujemy 5 minut. Dodajemy mirin i da;ej gotujemy bez przykrywki 5-6 minut. Dodajemy sos sojowy i czekamy kolejne 2 minuty. Dodajemy groszek. Zestawiamy z gazu . Doprawiamy ew. sosem sojowym i mirinem, pozwalamy daniu ostygnąć i letnie. nakładamy do miseczek lub pudełek.
Bardzo pożyteczny wpis, zaraz podzielę się nim z przyjacielem, który ostatnio bardzo przeżył klęskę kotletów z okary.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńa skądże to Gospodarna Narzeczona bierze skorzonerę (swoją drogą, jak to się czyta przez "rz" czy "r" i "z"(c?)?
OdpowiedzUsuńMarta: owszem. Przyznam że sama kotletami byłam rozczarowana. Zreszta ja uważam że to kotlet to z mięsa, jak nie jem mięsa to nie jem kotletów co najwyżej placki smażone. Wydaje mi się że kluczem do sukcesu jest prażenie okary,wtdy sądzę że i owe kotlety będą lepsze.
OdpowiedzUsuńA: rozumiem, że na pierwszy komenatrza sam sobie odpowiedziałeś/łaś A ze skorzonerą to fakt kłopot czasem, właśnie piszę o tym pościk. Bywa pod Halą Mirowską, ale sic! niemiecka.I droga jak ... no jak na skorzonerę nieprzyzwoicie. Moim zdaniem rz bo to jednak było popularne w Polsce warzywo, więc się spolszczyło, ale głowy nie dam.
Mam tę książkę ale nic się nie odważyłam zrobić a odkrycie że korzeń łopianu jest jadalny nadal mnie zaskakuje - chociaż mam szansę spróbować, koleżanka, która mieszka w Japonii przesłała mi cudowną paczkę w tym chipsy z korzenia łopianu, ale jeszcze się nie odważyłam - gumowate cukieraski z kwaśnej śwliki mnie trochę odstraszyły :)
OdpowiedzUsuńdzięki za przepisy :) ja mam automat do robienia mleka i z niego okara wychodzi bardziej jak kasza manna (w sensie - mieli jak głupi), potem niestety dodaję do kotletów, a jeszcze częściej do jakiś takich zapiekanek np z soczewicy
Olgo; Co ja bym dała za taki korzeń ;-)
OdpowiedzUsuńPopróbuj, my całkiem sporo robiliśmy. Chłodniki, tofu.
Maszyny nie mamy, bo jesteśmy wykrętami tradycyjnymi. Zrobiliśmy sobie za to śliczną drewnianą formę ( on zrobił stąd mówię że śliczna) była w poście o tofu.
w pierwszym komentarzu się machnęłam (i zapytałam o okarę :)) a propos tofu - szukałam tego nieszczęsnego siarczanu wapnia, czy to możliwe (sprawdzałam internetowy sklep dla chemików), że 1g kosztuje ponad 100zł? to ja może zostanę przy sklepie dla plastyków i będę mieć nadzieję, że nie umrę...
OdpowiedzUsuńA: wydaje mi się niemożliwe. Na pewno tyle nie płaciłam, chyba że znowu się machnęłaś i chodzi o kilogram. Bo sto za gram, to chyba cena złota?
OdpowiedzUsuńJa z kolei jednak bałam się tych plastyków, zwłaszcza jak mi ktoś napisał o zanieczyszczeniach biologicznych.
Fajny tytuł:D
OdpowiedzUsuńJa okarę dałam kilka razy do chleba i wyszedł świetny ,a tez podchodzę do chleba jakoś wyjątkowo :D Robię też kotlety , granole i nie pamiętam co jeszcze(jakieś ciasta , ciastka chyba )
Ale zdarza się mi trochę jej wyrzucić ,ale rzadko :D
A obie propozycje bardzo mi się podobają i trochę zazdroszczę też tej książki :)
Margot; Ta pani prowadzi też warsztaty on-line i chyba dużo przepisów z jej książki tam jest. Zabierz siostrzeńca i próbuj. Wydaje mi się że zamieściłam link, jak nie to ci podeślę.
OdpowiedzUsuńten link co jest przed przepisem ?
OdpowiedzUsuńbo się nakręciłam :D
Nakręcona Margot, brzmi groźnie ;-)
OdpowiedzUsuńTutaj: jakby co służę tłumaczeniem.
http://www.kanshacooking.com/
no, oczywiście, że się walnęłam :), bo siarczanu wapna nie udało mi się znaleźć (i to zresztą nigdzie w necie), a ta cena to za chlorek magnezu 1g - 113,60 tu o: http://odczynniki.chem.pl/
OdpowiedzUsuńa skorzonerę bym chciała znaleźć gdzieś we Wrocławiu...
a: magnezu używaliśmy tylko siarczan, chlorek wapnia jak i siarczan. Chlorku magnezu nie, być może właśnie ze względu na cenę. Niestety nasz zniknął z internetu jak i powierzchni ziemi. Nie wiem co zrobimy jak się skończy.
OdpowiedzUsuńApetyt na soję nachodzi mnie cyklicznie i wtedy powstają gigantyczne zapasy okary.Potem myślę, myślę a w przerwach suszę i podprażam na panierkę bądź używam przy zapiekaniu owoców :) Pierwsze kotlety były trudne do przełknięcia, ale wzbogacone o warzywa nawet dały się zjeść:, choć faceta do okary namówić nie mogę :))
OdpowiedzUsuńAle u Ciebie zdrrrrrrrrowo.
OdpowiedzUsuńNa okarę nikt mnie nie namówi.A tofu kupuję,jak mnie ochota najdzie u pewnego Japończyka.Innego nie tykam.
dzięki
OdpowiedzUsuńdobrze, ze mój mąż tego nie czyta, bo od jutra robiła bym tofu ;)
OdpowiedzUsuńA ja za kazdym razem z bolem serca wyrzucam okare, chociaz wiem ile z niej mozna zrobic rzeczy. Czasem skusze sie na smazona (robie jak tofucznice) i to tyle. Twoj wpis sklania do zastanowienia sie nad zawartoscia mojego kubla na smieci:-)
OdpowiedzUsuńWy to zawsze z jakimś pomysłem wyskoczycie. Szacun!
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie znam, bo tofu domowe never made :) (nie mam motywacji, to nie jest mój top produkt spoż.), nie wiedziałam, że jest coś takiego. Za zdanie "Pomysły w stylu dodaj okary do płatków powodowały niebezpieczne pęcznienie policzków" należy Ci się medal, uśmiałam się :)
OdpowiedzUsuńDziewczyny co Wy macie z tymi facetami? ten nie je, tego namówić nie można. Toż mój sam tofu robi i skrzyneczki rzeźbi.
OdpowiedzUsuńSzarlotku te batony dobrze sprawdzają się na gigantyczne ilości i serio są dobre.
Amber co za Japończyk? Ty masz wszędzie jakieś wtyki. Ja czekam na tamte adresy, choć teraz to wiem żeś na wyprawie.
Jswm: O i takiego męża lubię!
Thiessa: pomyśl pomyśl o kuble. Mamy już trzecie pokolenie dżdżownic, a śmieci komunalne wyrzucamy raz na dwa tygodnie 9 same suche jakieś folijki). Naprawdę podejrzewam że moglibyśmy odzyskiwac około 90-80% śmieci
Oko: Tam szacun, no przecież nie zmarnuję.
Ptasia; musisz założyć kiedyś inny płaszczyk i przyjechać na tofu. Oczywiście to nie zamiast świnki, ale urozmaicenie ok. Takie mrożone gąbczaste mniam.
Chetnie, gdybym tylko mieszkala gdzies za miastem a ja w bloku mieszkam i zanim raz w tygodniu wywiozlabym na dzialke moje organiczne odpadki to boje sie, ze moglyby zaczac zyc swoim zyciem i bynajmniej nie mam na mysli dzdzownic.
OdpowiedzUsuńMoja szwagierka mowi, ze ma takich sasiadow, ktorzy prawie w ogole nie wyrzucaja smieci. Wszystko rozdrabniaja i na kompost idzie.
Thiesso: Zawsze możesz wykopać dołek pod blokiem! A poza wszystkim tez mieszkam w bloku. Pojemnik z pokrywką i nic mi ani nie śmierdzi, ani nie rośnie. A działkowe dżdżownice zaciskają pierścienie ze smaku!
OdpowiedzUsuńIle czasu mniej więcej trwa odparowywanie okry?
OdpowiedzUsuńLepszy do robienia tofu jest sok z cytryny zamiast chemii ze sklepu. Ja tak robie i jest super.
OdpowiedzUsuńtylko wtedy to nie jest japońskie tofu.
Usuń