Tak, tak koniec. Nasz Tydzień bez zakupów, a właściwie trzy dobiegły końca. I... Nic. Nie będzie morałów, ani wielkich wynurzeń. Żadnych: zrozumieliśmy, uświadomiliśmy sobie. Niestety. Będzie jak dawniej, bo czemu miałoby być inaczej. No może do momentu, aż kolejny, kulinarnie szalony pomysł nie wpadnie nam do głowy. To była dobra zabawa i niech tak pozostanie. Dziś poszłam do sklepu i kupiłam: mleko, twaróg, masło, mąkę, rozmaryn. Po prostu. Dziękuję wszystkim za doping i miłe słowa. Mam nadzieję, że choć jedna osoba skorzysta z naszych bezzakupowych pomysłów. Oto przegląd naszych dań, dodatków z ostatniego tygodnia. Bez specjalnych ceregieli i opisów. Niektóre już były. Niektóre pojawią się może w innej oprawie. I został tylko jeden wpis. Nie mogło go zabraknąć ;-)
Tymczasem w tym tygodniu jedliśmy:
Dla gości była pizza, a nawet dwie. Nasze ulubione. Cieniutkie, chrupiące, z małą ilością dodatków. Z braku mozzarelli tylko z parmezanem. I wiecie co? Nic przez to nie straciły. Przepis tutaj.
Po amerykańsku
Pyszne śniadanie znalazłam na tej stronie. American pancekes z jagodami. Nie miałam świeżych jagód rzecz jasna, ale przezornie zapasteryzowałam kilka słoiczków latem jak robiła siostra mojej babci ciotka Helka. Choć syrop klonowy ciągle stoi na półce, polaliśmy je naszym ostatnio ulubionym syropem z daktyli.
Z kolei na imprezę przyszłam z koszem babeczek. Nie mogłam pójść z pustymi rękami. Nieśmiertelny przepis P. Reinharta na chleb bananowy. Zmniejszam zawartość cukru lub jego rodzaj. Zamiast bananów dodaję różne owocowe przeciery. Pyszne z dynią, jabłkiem. Tym razem nie miałam wielkiego wyboru. Słoik portugalskiego dżemu z marchewki z jesiennego przetwarzania, imbir i dużo orzechów pecan. Fluorescencyjnie żółte, mięciutkie, cytrusowe. Czy wierzycie, że poprosili o przepis?
Po koreańsku, chińsku, japońsku
Koreański kleik ryżowy z czarnego, glutenowego ryżu to ciekawa odmiana dla naszej śniadaniowej owsianki. Jeśli przyzwyczaić się do koloru można go jeść łyżkami. Ciekawie smakował z orzeszkami pini i syropem daktylowym. Może kiedyś o nim więcej, na pewno wymaga osobnego wpisu.
A to już druga porcja naszych kiełków. Z marynowanym, smażonym tofu. O nim niebawem. Powiem wam tylko, że tak przygotowane tofu jest moim zdaniem najlepsze.
Każdego dnia towarzyszyły nam chleby. Ich nie mogło u nas zabraknąć. Lubię wieczory przy rozgrzanym pachnącym piekarniku i żaden bezzakupowy czas, nic tu nie zmieni. Mamy swoją chlebową tradycję: środy i niedziele należą do chleba. W tym tygodniu ponownie żytni 70% Hamelmana, który już na stałe wszedł do naszego repertuaru.
Oraz chleb z ciasta na pizze zwany u nas bułką resztkową.
A to z dwóch powodów: powstaje z pozostałości ciasta i pieczony jest na cieple resztkowym po pizzy.
Tydzień bez zakupów powoduje, że człowiek zaczyna tęsknić za mamą i jej obiadami. Ryż zapiekany z jabłkami to była nieśmiertelna potrawa w czasach szalejącej alergii mojej siostry. Lubię go i już. Tym razem jabłka pochodziły ze słoika. Dla rozpusty dosypałam rodzynek, kardamonu i goździka. Ryż polałam odrobiną śmietanki, a po wierzchu wiórkami masła.

Super się spisaliście :) Najwieksze wrażenie zrobiło na mnie mleko sojowe, a najfajniejszy przepis - na kuleczki z maki ryzowej, pewnie dlatego, ze szukałam tego rpzepisu.
OdpowiedzUsuńPS Dziękuję za foremki! :)
Wciąż jestem pod wrażeniem - ależ jesteście Gospodarni! Taki ryż też jadałam :) Ale teraz zjadłabym te przezorne jagodowe pankejki, a potem posmarowała masłem (macie masło? ;)) ten resztkowy chleb. A potem poprosiła o resztę. I nawet mogę pozmywać talerze! ;)
OdpowiedzUsuńGratulacje! Tak czy siak jest to wyczyn i mnie się nie zdarzył jeszcze tydzień bez zakupów. :)
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję, były mi te Wasze tygodnie jak powiew świeżego powietrza:) Dały do myślenia i przede wszystkim pobudzały apetyt.
OdpowiedzUsuńUściski!
Aniu: oko puszczam, nie wąsate
OdpowiedzUsuńOko: Zrobiłam zakupy, mam masło! I jajka!
Dragonfly: wszystko przed Tobą
Patrycjo: jakoś tak zabrzmiało jak rozstanie :-(
O wow! ;)))) Że też się w końcu zdobyliście na ten krok! Nooo jestem pod wrażeniem ;))))
OdpowiedzUsuńA ja? Byłam pod takim wrażenie, że stłukłam ludziom przede mną do kasy butelkę wina. Gdybyś widziała wzrok pana. I nie wiedzieć czemu kasjerka się spłoniła.
OdpowiedzUsuńJeżeli to było czerwone wino, to Pani może tak właśnie na widok rzeczonego reaguje?
OdpowiedzUsuńJeśli nawet, to tylko pożegnanie z bezzakupowymi tygodniami, ale bynajmniej nie z Waszą kuchnią! Zaglądać będę i się oblizywać, regularnie:)
OdpowiedzUsuńP.S. Jakby się jakieś inne tygodnie tematyczne miały pojawić, to ja będę kibicować:)
Uściski!
Narzeczona,
OdpowiedzUsuńz dużą przyjemnością Wam kibicowałam! Sama staram się robić zakupy rzadko, więc pewnie dlatego byłam przekonana, że z głodu nie umrzecie ;)
pozdrawiam i miłej zakupowej rozpusty życze ;)
Aaa, to stąd ta rozrzutność :) Szczękę jeszcze zbieram z podłogi, na widok co jedliście po 3 tygodniach od ostatniej wizyty w sklepie, Oczko ma rację, macie magiczne szafki :)
OdpowiedzUsuńNiezłe menu... :))
OdpowiedzUsuńGratuluję pierwszych zakupów :)
jestem pod wrażeniem i to jakim
OdpowiedzUsuńO podoba się mi większość , a już to tofu i chleby to cudo
Trzy tygodnie! Wow! Ale patrząc po swoich półkach, rozumiem że to jest możliwe :) Za to smakowicie niezwykle jedliście, pomysłowo i do tego kolorowo :)
OdpowiedzUsuńBuziaki cieplutkie :*
Brawo! Podziwiam bardzo wasza wytrwałość, nie wyobrażam sobie gotowania czy pieczenia bez jaj, masła czy mleka, a te pewnie skończyły by mi się po kilku dniach ;-)
OdpowiedzUsuńA szafki w kuchni musicie miec przepastne! Pozdrawiam serdecznie :-)
nie no gratki że wytrwaliście :)
OdpowiedzUsuńno ale co się dziwić jak takie specjały jedliście :)
strasznie było fajnie obserowowac z boku te Wasze bezzakupowe zmagania
OdpowiedzUsuń