Batony musli z okary
Na jedną dużą blachę z piekarnika. Trudno mi podać proporcje, ale chodzi o to by ziaren, orzechów i suszonych owoców było 3/4 tego co okary i płatków
-2 szklanki okary (po produkcji tofu z 1 szklanki soi)
-1 szklanka płatków owsianych
- 1/2 szklanki rodzynek
-1/2 szklanki siekanych do wyboru: daktyli, fig, żurawiny, suszonych moreli, śliwek suszonych
-ew. garść wiórków kokosowych
-1/2 szklanki siekanych dowolnych orzechów
-3 łyżki sezamu ( czarnego sezamu, maku)
-3 łyżki słonecznika( pestek dyni)
- 200ml słodkiego mleka skondensowanego
-2 łyżki masła lub oleju z pestek winogron
Okarę rozrzucamy warstewką na blasze i suszymy w temp. 100 st C, aż wyparuje cała wilgoć.
Suchą mieszamy w misce ze wszystkimi składnikami. Proporcje i kombinacje są dowolne. Masło i mleko podgrzewamy i zalewamy suche składniki. Mieszamy. Powinniśmy otrzymać, gęstą, lepką masę. Niezbyt suchą, ale też nie płynącą. Całość wyrzucamy na blachę wyłożona pergaminem. Przykrywamy drugim i równo rozpłaszczamy: wałkiem lub deską. Zdejmujemy papier z wierzchu. Pieczemy 60-90 minut w temp. 130 st.C. Kroimy na prostokąty. Przechowujemy nawet ponad tydzień w puszce lub pudełku.
Drugie danie może stanowić samodzielny posiłek. To nasz sposób na szybką kolację lub lunch do pudełka. Smakuje jak ot kasza z warzywami. Przepis pochodzi z książki Kansha Elisabeth Ardon, która wspaniale opisuje japońskie tradycje wegetariańskie i wegańskie. Dzięki niej polubiłam daikon na ciepło. Książka jest pięknie wydana, niestety prawie każdy przepis zawiera jakiś dziwny składnik, nie zawsze dostępny w Polsce. Dlatego albo stosujemy zamienniki albo robimy długie listy do Ameryki. Na szczęście okarę możemy zrobić sami.
U No Hana
-1 szklanka okary ( mocno upakowana)
-1/2 pora pokrojonego wzdłuż na cienkie piórka
-1/2 szklanki pokrojonych w kostkę marchwi, pietruszki i/lub korzenia lotosu ( my dajemy też selera, skorzonere, rzepki)
-1/3 szklanki pokrojonych pieczarek lub innych łagodnych grzybów: shitake, boczniaki, enokitake
-1 łyżka sake
- 1 szklanka bulionu* z
-1 łyżka mirinu ( słodkiego wina ryżowego)
-2 łyżki jasnego sosu sojowego
-2 łyżki młodego groszku cukrowego lub groszku śnieżnego, świeżej soi lub małego bobu bez łupek.
*Bulionu można użyć warzywnego lub przygotować bulion japoński na suszonych grzybach shitake (8-10) lub suszonym daikonie (1/2 szklanki), do tego kawałek glona kombu i 4 szklanki wody. Najpierw namaczamy składniki w ciepłej wodzie przez 30 minut. Wszystkie składniki do kupienia w sklepach z żywnością azjatycką.
Okarę wykładamy na grubą mocno rozgrzaną patelnię, żeliwna jest niezastąpiona, prażymy około 4-5 minut, cały czas mieszając i rozbijając duże grudki. Następnie dodajemy pora i warzywa korzeniowe, dalej smażymy przez 1-2 minuty. Dodajemy grzyby. Wlewamy sake i bulion, zmniejszamy ogień, przykrywamy i gotujemy 5 minut. Dodajemy mirin i da;ej gotujemy bez przykrywki 5-6 minut. Dodajemy sos sojowy i czekamy kolejne 2 minuty. Dodajemy groszek. Zestawiamy z gazu . Doprawiamy ew. sosem sojowym i mirinem, pozwalamy daniu ostygnąć i letnie. nakładamy do miseczek lub pudełek.
Bardzo pożyteczny wpis, zaraz podzielę się nim z przyjacielem, który ostatnio bardzo przeżył klęskę kotletów z okary.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńa skądże to Gospodarna Narzeczona bierze skorzonerę (swoją drogą, jak to się czyta przez "rz" czy "r" i "z"(c?)?
OdpowiedzUsuńMarta: owszem. Przyznam że sama kotletami byłam rozczarowana. Zreszta ja uważam że to kotlet to z mięsa, jak nie jem mięsa to nie jem kotletów co najwyżej placki smażone. Wydaje mi się że kluczem do sukcesu jest prażenie okary,wtdy sądzę że i owe kotlety będą lepsze.
OdpowiedzUsuńA: rozumiem, że na pierwszy komenatrza sam sobie odpowiedziałeś/łaś A ze skorzonerą to fakt kłopot czasem, właśnie piszę o tym pościk. Bywa pod Halą Mirowską, ale sic! niemiecka.I droga jak ... no jak na skorzonerę nieprzyzwoicie. Moim zdaniem rz bo to jednak było popularne w Polsce warzywo, więc się spolszczyło, ale głowy nie dam.
Mam tę książkę ale nic się nie odważyłam zrobić a odkrycie że korzeń łopianu jest jadalny nadal mnie zaskakuje - chociaż mam szansę spróbować, koleżanka, która mieszka w Japonii przesłała mi cudowną paczkę w tym chipsy z korzenia łopianu, ale jeszcze się nie odważyłam - gumowate cukieraski z kwaśnej śwliki mnie trochę odstraszyły :)
OdpowiedzUsuńdzięki za przepisy :) ja mam automat do robienia mleka i z niego okara wychodzi bardziej jak kasza manna (w sensie - mieli jak głupi), potem niestety dodaję do kotletów, a jeszcze częściej do jakiś takich zapiekanek np z soczewicy
Olgo; Co ja bym dała za taki korzeń ;-)
OdpowiedzUsuńPopróbuj, my całkiem sporo robiliśmy. Chłodniki, tofu.
Maszyny nie mamy, bo jesteśmy wykrętami tradycyjnymi. Zrobiliśmy sobie za to śliczną drewnianą formę ( on zrobił stąd mówię że śliczna) była w poście o tofu.
w pierwszym komentarzu się machnęłam (i zapytałam o okarę :)) a propos tofu - szukałam tego nieszczęsnego siarczanu wapnia, czy to możliwe (sprawdzałam internetowy sklep dla chemików), że 1g kosztuje ponad 100zł? to ja może zostanę przy sklepie dla plastyków i będę mieć nadzieję, że nie umrę...
OdpowiedzUsuńA: wydaje mi się niemożliwe. Na pewno tyle nie płaciłam, chyba że znowu się machnęłaś i chodzi o kilogram. Bo sto za gram, to chyba cena złota?
OdpowiedzUsuńJa z kolei jednak bałam się tych plastyków, zwłaszcza jak mi ktoś napisał o zanieczyszczeniach biologicznych.
Fajny tytuł:D
OdpowiedzUsuńJa okarę dałam kilka razy do chleba i wyszedł świetny ,a tez podchodzę do chleba jakoś wyjątkowo :D Robię też kotlety , granole i nie pamiętam co jeszcze(jakieś ciasta , ciastka chyba )
Ale zdarza się mi trochę jej wyrzucić ,ale rzadko :D
A obie propozycje bardzo mi się podobają i trochę zazdroszczę też tej książki :)
Margot; Ta pani prowadzi też warsztaty on-line i chyba dużo przepisów z jej książki tam jest. Zabierz siostrzeńca i próbuj. Wydaje mi się że zamieściłam link, jak nie to ci podeślę.
OdpowiedzUsuńten link co jest przed przepisem ?
OdpowiedzUsuńbo się nakręciłam :D
Nakręcona Margot, brzmi groźnie ;-)
OdpowiedzUsuńTutaj: jakby co służę tłumaczeniem.
http://www.kanshacooking.com/
no, oczywiście, że się walnęłam :), bo siarczanu wapna nie udało mi się znaleźć (i to zresztą nigdzie w necie), a ta cena to za chlorek magnezu 1g - 113,60 tu o: http://odczynniki.chem.pl/
OdpowiedzUsuńa skorzonerę bym chciała znaleźć gdzieś we Wrocławiu...
a: magnezu używaliśmy tylko siarczan, chlorek wapnia jak i siarczan. Chlorku magnezu nie, być może właśnie ze względu na cenę. Niestety nasz zniknął z internetu jak i powierzchni ziemi. Nie wiem co zrobimy jak się skończy.
OdpowiedzUsuńApetyt na soję nachodzi mnie cyklicznie i wtedy powstają gigantyczne zapasy okary.Potem myślę, myślę a w przerwach suszę i podprażam na panierkę bądź używam przy zapiekaniu owoców :) Pierwsze kotlety były trudne do przełknięcia, ale wzbogacone o warzywa nawet dały się zjeść:, choć faceta do okary namówić nie mogę :))
OdpowiedzUsuńAle u Ciebie zdrrrrrrrrowo.
OdpowiedzUsuńNa okarę nikt mnie nie namówi.A tofu kupuję,jak mnie ochota najdzie u pewnego Japończyka.Innego nie tykam.
dzięki
OdpowiedzUsuńdobrze, ze mój mąż tego nie czyta, bo od jutra robiła bym tofu ;)
OdpowiedzUsuńA ja za kazdym razem z bolem serca wyrzucam okare, chociaz wiem ile z niej mozna zrobic rzeczy. Czasem skusze sie na smazona (robie jak tofucznice) i to tyle. Twoj wpis sklania do zastanowienia sie nad zawartoscia mojego kubla na smieci:-)
OdpowiedzUsuńWy to zawsze z jakimś pomysłem wyskoczycie. Szacun!
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie znam, bo tofu domowe never made :) (nie mam motywacji, to nie jest mój top produkt spoż.), nie wiedziałam, że jest coś takiego. Za zdanie "Pomysły w stylu dodaj okary do płatków powodowały niebezpieczne pęcznienie policzków" należy Ci się medal, uśmiałam się :)
OdpowiedzUsuńDziewczyny co Wy macie z tymi facetami? ten nie je, tego namówić nie można. Toż mój sam tofu robi i skrzyneczki rzeźbi.
OdpowiedzUsuńSzarlotku te batony dobrze sprawdzają się na gigantyczne ilości i serio są dobre.
Amber co za Japończyk? Ty masz wszędzie jakieś wtyki. Ja czekam na tamte adresy, choć teraz to wiem żeś na wyprawie.
Jswm: O i takiego męża lubię!
Thiessa: pomyśl pomyśl o kuble. Mamy już trzecie pokolenie dżdżownic, a śmieci komunalne wyrzucamy raz na dwa tygodnie 9 same suche jakieś folijki). Naprawdę podejrzewam że moglibyśmy odzyskiwac około 90-80% śmieci
Oko: Tam szacun, no przecież nie zmarnuję.
Ptasia; musisz założyć kiedyś inny płaszczyk i przyjechać na tofu. Oczywiście to nie zamiast świnki, ale urozmaicenie ok. Takie mrożone gąbczaste mniam.
Chetnie, gdybym tylko mieszkala gdzies za miastem a ja w bloku mieszkam i zanim raz w tygodniu wywiozlabym na dzialke moje organiczne odpadki to boje sie, ze moglyby zaczac zyc swoim zyciem i bynajmniej nie mam na mysli dzdzownic.
OdpowiedzUsuńMoja szwagierka mowi, ze ma takich sasiadow, ktorzy prawie w ogole nie wyrzucaja smieci. Wszystko rozdrabniaja i na kompost idzie.
Thiesso: Zawsze możesz wykopać dołek pod blokiem! A poza wszystkim tez mieszkam w bloku. Pojemnik z pokrywką i nic mi ani nie śmierdzi, ani nie rośnie. A działkowe dżdżownice zaciskają pierścienie ze smaku!
OdpowiedzUsuńIle czasu mniej więcej trwa odparowywanie okry?
OdpowiedzUsuńLepszy do robienia tofu jest sok z cytryny zamiast chemii ze sklepu. Ja tak robie i jest super.
OdpowiedzUsuńtylko wtedy to nie jest japońskie tofu.
Usuń