Ostatnimi czasy mój pan i Szkutnik nie jada mięsa. I nabiału też! Mąki białej i ryżu. Cukier omija szerokim łukiem, jajom patrzy wnikliwie na numery. Prycha jak koń na herbatę, o kawie nie wspomnę. I męczy mnie. Kaszą. Jaglaną o piątej trzydzieści. Ostatnimi czasy mojemu panu robię pasty kanapkowe ze strączków. I nie narzekam. Są pyszne, choć czasem skubnę po kryjomu koziego sera. Zanim, więc zniknę na kilka tygodni pochłonięta kolejną drewnianą przygodą przedstawiam Wam wybór strączkowych past. Na zakwasową kromkę, do domowego chapati lub po prostu do wyjadania łyżką. W misce czy przenośnym pudełku, w domu czy pod gołym niebem smakują wyśmienicie.
A przygoda ze strączkowymi pastami (uważam, że moje życie to pasmo przygód) zaczęła się oczywiście od hummusu. Pamiętam jak pierwszy raz poczęstowała mnie nim dobra Macocha (lubię to słowo co ja poradzę). Po cichu podjadałam łyżkami aksamitną pastę prosto z pudełka, win zwalając na szopa pracza. Sprawcę wszelkiego zniknięcia na amerykańskich kempingach. Wiele lat nie dawała mi spokoju tajemnicza przyprawa, która niczym nie dawała się zastąpić. A moim zdaniem była kwintesencją hummusu. Swój pierwszy kumin znalazłam w Lidlu, we Francji. Oczywiście był też w innych sklepach, ale wtedy we Francji tylko na Lidla było mnie stać. Jechał w plecaku wraz kuskusem przez pół Europy. Używałam go z umiarem i dużą dozą skąpstwa, aż zwietrzał straszliwie. Wreszcie mogłam robić hummus i falafele, i tabbouleh.
Mój hummus miał obowiązkowo czosnek. Robiłam go bez przepisu. Cieciorka, oliwa, sok z cytryny, czosnek, kumin. Zamiast tahini mieliłam sezam mikserem. Proporcje? Miał być po prostu dobry. Tak jest z innymi moimi pastami fasolowymi, dodaje, zamieszam, doczynię jak mówi matka i już. Ma być dobre.
Jeden przepis na hummus podawałam już tutaj, autorstwa pani Dweck, jak wszystko z jej książki bardzo cytrynowy. A poniżej hummus Basi, rewelacja.
A przygoda ze strączkowymi pastami (uważam, że moje życie to pasmo przygód) zaczęła się oczywiście od hummusu. Pamiętam jak pierwszy raz poczęstowała mnie nim dobra Macocha (lubię to słowo co ja poradzę). Po cichu podjadałam łyżkami aksamitną pastę prosto z pudełka, win zwalając na szopa pracza. Sprawcę wszelkiego zniknięcia na amerykańskich kempingach. Wiele lat nie dawała mi spokoju tajemnicza przyprawa, która niczym nie dawała się zastąpić. A moim zdaniem była kwintesencją hummusu. Swój pierwszy kumin znalazłam w Lidlu, we Francji. Oczywiście był też w innych sklepach, ale wtedy we Francji tylko na Lidla było mnie stać. Jechał w plecaku wraz kuskusem przez pół Europy. Używałam go z umiarem i dużą dozą skąpstwa, aż zwietrzał straszliwie. Wreszcie mogłam robić hummus i falafele, i tabbouleh.
Mój hummus miał obowiązkowo czosnek. Robiłam go bez przepisu. Cieciorka, oliwa, sok z cytryny, czosnek, kumin. Zamiast tahini mieliłam sezam mikserem. Proporcje? Miał być po prostu dobry. Tak jest z innymi moimi pastami fasolowymi, dodaje, zamieszam, doczynię jak mówi matka i już. Ma być dobre.
Jeden przepis na hummus podawałam już tutaj, autorstwa pani Dweck, jak wszystko z jej książki bardzo cytrynowy. A poniżej hummus Basi, rewelacja.
-2 szklanki suszonek ciecierzycy
-2 łyżeczki sody oczyszczonej
-1 szklanki tahini
-1 łyżka soku z cytryny
-sól
-najlepsza oliwa
-garstka piniowych orzeszków
- łyżeczka sumaku
Ciecierzyce zalać zimną woda (około 1 litr), dodać 1 łyżeczkę sody i zostawić na noc. Po 12 godzinach zlać wodę, wrzucić do garnka, zalać wodą (około litr), dodać 1 łyżeczkę sody i gotować na bardzo małym ogniu przez 2 godziny (czasem godzina wystarczy). Gdy ciecierzyca będzie ugotowana (ma się rozpadać), zlać wodę do innego naczynia, nie wylewać. Ciecierzyce zmiksować z tahini na maksymalnie gładką pastę, jeśli masa będzie zbyt gęsta dolać odrobinę wcześniej odlanego płynu z gotowania ciecierzycy. Posolić, dodać sok z cytryny. Hummus rozsmarować na talerzyku tak by przykrywał jego brzegi i lekko ponad nie wystawał (no cóż nie udało się), polać oliwą, posypać orzeszkami piniowymi i sumakiem.
Inspiracją do kolejnej pasty była ta włoska sałatka, która jest moim zdaniem bezbłędna. Robimy ją bardzo często. Pasta okazała się rewelacyjna, zwłaszcza, że można ją zrobić z tego co w szafce. Gdybym wpadła na nią podczas mojego miesiąca bez zakupów...ho ho.
Pasta z białej fasoli i wędzonych szprotek
-szklanka ugotowanej fasoli cannellini lub mały jaś lub fasola z puszki
-10 wędzonych szprotek lub mała puszka tych rybek
-mała cebula drobno pokrojona
-garść kaparów i dla ozdoby
-sól, pieprz, oliwa
Fasolę, szprotki i cebulę miksujemy na gładko, mieszamy z kaparami, najlepsze drobne. Doprawiamy solą, pieprzem i oliwą. Po wierzchu posypujemy kaparami.
Pasta z bobu i cząbru
-2 szklanki ugotowanego bobu, obranego z łupek
-sok z cytryny
-2 ząbki czosnku upieczone lub ugotowane np. razem z bobem
-ugotowana lub upieczona cebula, jw.
-garść świeżego cząbru
-garść świeżej natki pietruszki
-oliwa z oliwek
-sól i pieprz
Wszystkie składniki miksujemy na gładką masę. Doprawiamy. Jemy z ciepłymi orkiszowymi chapati jak tutaj.
inspirowana wizytą tutaj, oryginału nie chcieli mi zdradzić
- 1 szklanka czerwonej fasoli, namoczonej i ugotowanej do miękkości
-1/2 szklanki rodzynek
-2 łyżki orzechów włoskich
-1 łyżka czerwonej słodkiej papryki
- 1 łyżeczka wędzonej ostrej papryki
- oliwa, kumin, sól, cukier do smaku
Rodzynki i orzechy uprażyć na suchej patelni. Rodzynki powinny ładnie napęcznieć. Wszystkie składniki zmiksować na gładką pastę. Doprawić do smaku. Ewentualnie można zostawić kilka rodzynek i dodać je w całości lub przekrojone na pół.
-1/2 kg zielonego groszku ugotowanego z solą
-mały pęczek mięty
-garść natki pietruszki
-oliwa
-łyżeczka soku z cytryny
-sól, pieprz
Wszystkie składniki zmiksować na średnio gładką masę. Można nadziać małe pierożki typu ravioli. U mnie ciasto z 1/2 szklanki semoliny, 1/2 szklanki przesianej mąki pszennej razowej i 2 jajek.
Miłych wakacji, przygód, pracy i czego tam jeszcze chcecie. Zakładam rękawice chroniące przed drzazgami, do zobaczenia.
Cudne pasty...kocham kumin i sumak:)chociaz z tym drugim mam teraz kłopoty bo nigdzie nie moge go nabyć...masz pomysł?
OdpowiedzUsuńCudne pasty...kocham kumin i sumak:)chociaz z tym drugim mam teraz kłopoty bo nigdzie nie moge go nabyć...masz pomysł?
OdpowiedzUsuńHmm dostałam swój z Omanu, ale chyba jest w Samirze albo kolonialnym sklepiku na Marszałkowskiej koło Placu Uni Lubelskiej mówię o Warszawie. Na sto procent w internecie.
OdpowiedzUsuńAle u Was zdrowo...
OdpowiedzUsuńPasty ze strączkowych pyszne.Ze szprotkami bardzo mi pasuje.
Sumak na pewno jest w sklepie kolonialnym nieopodal Placu Unii Lubelskiej.
W Samirze ostatnio nie było...spróbuję w kolonialnym bo tam jeszcze nie byłam...dzięki:)
OdpowiedzUsuńp.s. w necie też nie jest łatwo a poza tym mam niechęc do tego typu zakupów:)
Och, Szkutnik odrzucił wszystko, co kocham. Ja bym tak nie potrafiła! Naprawdę... Za bardzo to wszystko kocham. Ale skoro w zamian dostałabym takie pyszne pasty, to kto wie? Może chwilowy odwyk? ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Pyszne pasty! Podobają mi się wszystkie bez wyjątku, choć ze względu na mój groszkowy wpis serce bije najmocniej do te z groszku właśnie;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ojoj, a myślisz, że Szkutnikowi przejdzie? Ja bym tak wegańsko nie mogła... A sumak do hummusu: no pewnie, już wiem, czego mi brakowało w moim ostatnim, zapomniałam dodać :) (a mój pierwszy hummus jadłam w św. p. Cafe Brama). Też robię normalnie na oko. A swój sumak też mam z Samiry.
OdpowiedzUsuńJak tu kolorowo i pysznie :)
OdpowiedzUsuńPasty to prawdziwe smakołyki, ale ja to się zachwycam ostatnim zdjęciem - ale będziecie mieli zabawę :)
OdpowiedzUsuńBuziak i ściskam Was cieplutko :*
Świetne pasty.
OdpowiedzUsuńpierwszy raz widzę takiego typu pasty
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
http://swiat-kuchni.blogspot.com/
Wpadaj z tymi pastami do mnie na małą niespodziankę :*
OdpowiedzUsuńhttp://kuchniaszczescia.pl/2011/08/cos-o-mnie-i-cos-na-wynos-czyli-cos-na-szybko/
Każda smakowita i ciekawa na swój sposób, ciężko wybrać najlepszą :)
OdpowiedzUsuńKasiu, ja z bobu poprosze, w cimno (zeby tu byl bob:(!
OdpowiedzUsuńBardzo sie ciesze, ze posmakowal Ci polecany przeze mnei hummus, wiesz gdyby nei Lukasz to lalabym doniego ze 3 razy wiecej soku z cytryny :D
Rany, drewniany bedzie, powodzenia!!
Wspaniałości. Zatrzęsienie kanapkowych past w jednym wpisie. Jedna lepsza od drugiej!!! Uwielbiam to!!! :-)
OdpowiedzUsuńWszystkie pasty absolutnie genialne!
OdpowiedzUsuńTez bardzo czesto robie rozne takie straczkowe smarowidla, tyle ze szprotki by u nas 'nie przeszly' ;)
No i sumak mam! Wiec trzeba wykorzystac ;)
Pozdrawiam!
Amber: Szkutnik narzucił zdrowy styl.
OdpowiedzUsuńTrzcinowisko: ja uwielbiam zakupy w necie.
Zaytoon: no ja myślę że to chwilowo. Poza tym co tydzien robi dyspensę.
Aniu_ Mario: groszkowy przyznam najmniej nam smakowała, ale ja jestem do szpiku kości fasolowa.
Ptasia: nie no ryby je i jaja szczęśliwe także da się żyć.
Tili: oj zabawa na całego.
Basia: nie całkiem drewniany. To drewno na szkutnię.
Pozdrawiam wszystkich czytelników.
Ta pasta z czerwonej fasoli i ta z bobu to świetne są. To dobry sposób na zdrowe śniadanie w pracy, tak w pojemniczku sobie zabrać, po drodze świeże bułki kupić i pomidory i gotowe.
OdpowiedzUsuńPartner Arab?
OdpowiedzUsuń