Czas biegnie nieubłaganie. Umyka, prześlizguje się między zrywanymi co rano kartkami. Dopiero patrząc wstecz widzę jak wiele się dzieje. Pamięć mnie uspokaja. Znaczy że, te dni i miesiące nie zniknęły bez śladu. W tym tygodniu stosowne podpisy uczyniły rzeczywistym nasz plan. Tak przynajmniej mi się wydaje. Cieszę się, choć oprócz mrozu, czuję na plecach oddech pewnej zobowiązującej na lata instytucji. W ciągu dnia latam za codziennością, wieczory spędzam z drewnianą łyżką w dłoni. Mieszam, a przecież wyprostowuję mój świat. Wielbicielka drewnianych łyżek, Ja. Lubię przepalone i wyszczerbione drewniane końce. Mam to w genach. Jak wszystkie pokolenia kobiet w mojej rodzinie wierzę, że drewniane łyżki przenoszą smak. Mówiłam Wam, że nie ma u nas tradycji przekazywania przepisów. Żadnych starych zeszytów i wykaligrafowanych notatek. Może dlatego, że na starość tracimy wzrok? A może dlatego, że mamy łyżkę? Drewnianą łyżkę prababci dziadek dał swojej żonie. Teraz po śmierci babci dał mi. No może nie do końca. Wydębiła ją dla mnie moja mama. Mieszam i wierzę, że zatrzymuję czas.
Składniki:
-1/2 kg świeżych, umytych i przebranych żurawin
- 1/2 szklanki rodzynek
-4 łyżki miodu
-2 łyżki octu z soku z malin
-kilka łyżek soku z pomarańczy
-spora szczypta mielonego cynamonu, mielonego ziela angielskiego, mielonych goździków, mielonego imbiru
Mieszamy w garnku, gotujemy przez około 30-45 minut. Ewentualnie dodajemy więcej cukru. Przekładamy do wyparzonych słoików. Pasteryzujemy przez 15 minut.
A moją żurawinę i krótki wywiad ze mną można zobaczyć tutaj, zapraszam.Słoiki te dodaję do akcji Cudawianki
A w zeszłym roku sprezentowałam:
Chleby prezenty z gruszką i figami (bardzo pyszne;-)
Pudełka pełne ciastek (niezwykle malownicze;-)
A w zeszłym roku sprezentowałam:
Chleby prezenty z gruszką i figami (bardzo pyszne;-)
Pudełka pełne ciastek (niezwykle malownicze;-)
no no no ;)
OdpowiedzUsuńCo no no no? Pierniki się odkształcają!
OdpowiedzUsuńo ja... bomba!
OdpowiedzUsuńJak to? pieczesz sama, a ja? Chciałam napisać, że chleb z figami i gruszkami (zeszłoroczny prezent) pyszny jest nadzwyczajnie i niech inni pieką bo warto!
OdpowiedzUsuńMusiałam sprawdzić. Wiesz jaka jestem.
OdpowiedzUsuńA co tam się przędzie pięknego pod tą żurawiną?
OdpowiedzUsuńsmakowity sloiczek:)
OdpowiedzUsuńPyszna musi być taka żurawinka:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!:)
Gratuluję wywiadu. Żurawina zawsze dobra, na wszystko, choćby dla koloru (btw, co to pod słoiczkami? Szalik?).
OdpowiedzUsuńA czy ja dobrze rozumiem, że klamka zapadła? W sensie, wieś się przybliżyła?
A mówię że Ptaki mają ptasie móżdżki, nic bardziej mylnego. Usciski.
OdpowiedzUsuńPrzepięknie napisane, Narzeczono. A takie mieszanie daje cudowne pole do przemyśleń. Mieszasz, zapominasz się, masz chwilę dla siebie. Trzeba takich chwil...
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze pamiętam, jak dobra były Twoje żurawinki na zlocie babulonów. Oj, jakie były dobre! :)
OdpowiedzUsuńGratuluję wywiadu! A na taką żurawinę to ja mam ochotę :)
OdpowiedzUsuńZytoon, teraz to wycinam i wycinam. Przesadziłam z piernikowym ciastem ;-)
OdpowiedzUsuńOczko, serio? To miło.
Atina poecam. Oczywiście można sobie podrasować według uznania mi taka smakuje najbardziej.
gratulują wywiadu :) a żurawina wygląda i z pewnością smakuje bajecznie :)
OdpowiedzUsuńCzy to jest mniej wiecej taka zurawiana jaka przynioslas rok temu do Tili Kasiu? Ciemna byla, z rodzynkami, kusila mnie, bo byl ainna niz zurawinowa :-)
OdpowiedzUsuńA jak Twoja Mama nie miala Lyzki to jak sobie radzila? Pokazesz zdjecie? :)
Tamta była z cukrem , w tym roku zrobiłam z miodem. Ale wtedy były dwie moja miła.
OdpowiedzUsuńMama zrobiła przeskok pokoleniowy i ominęła przeznaczenie.