Jakiś czas temu żaliłam się, a w zasadzie uskarżałam na brak tanich, dobrych karczochów. Wyraziłam też swoją zazdrość wobec mieszkańców Sycylii, którzy kupują je wiadrami za śmieszną cenę 40 centów za sztukę. Niebawem mi doniesiono, że jest to całkiem wygórowana cena, co jeszcze bardziej mnie przygnębiło, a nawet wywołało pewną irytację. No bo co mi z takiej wiedzy?:-) Co innego wiadomość gdzie kupić topinambur! Ale są też pozytywy takiego biadolenia. Oto trafił w moje ręce koślawy, papierowy pakunek. Uważaj bo się pokłujesz! A w środku Karczochy! Z Sycylii! Przywiozłam Wam, bo właśnie sezon. I proszę: mówisz- masz. Dziękuję teściowo!
Długo zastanawiałam się jak spożytkować ten podarunek. Obawiam się, że nawet troszkę za długo. Ostatecznie postawiłam na klasykę: Carciofi alla romana słynną włoską przystawkę, która nie ma sobie równych. Przy okazji wykopałam że znaleźli się śmiałkowie, którzy uprawiają karczochy w Polsce. Kilka hiszpańskich odmian przyjęło się w naszym klimacie, niestety nie wpłynęło to na cenę. Za to zaświtał mi już w głowie pewien pomysł.
Jeśli chodzi o przygotowanie karczochów jest z tym niezły ambaras. Myślę, że właśnie ten ambaras i niespotykany kształt przyczyniły się do takiej popularności, tudzież legendy wokół tego warzywa. Przyznaję: są pyszne, ale kalafior jest i piękny i niezły , a przecież nie pieje się z zachwytu na jego widok.
A więc do dzieła: Potrzebny nam będzie ostry nożyk, najlepiej z okrągłą końcówką. Miseczka z sokiem z cytryny. Obieraczka. Najpierw wyłamujemy płatki, tak by usunąć ich twarde części. Palce co jakiś czas moczymy w cytrynie i smarujemy karczochy w miejscu złamania. Zewnętrzne płatki pewnie będzie trzeba usunąć w całości, te bliżej środka złamią się w połowie. Gdy ukaże nam się mocno żółty środek, ścinamy go nożem. Teraz naszym okrągłym nożykiem usuwamy ze środka pręciki. Obieraczką obieramy łodygę i dolną część kwiatostanu. Spryskujemy cytryną. Teraz możemy przygotowywać karczochy wedle przepisu jakim dysponujemy.
Jeśli chodzi o przygotowanie karczochów jest z tym niezły ambaras. Myślę, że właśnie ten ambaras i niespotykany kształt przyczyniły się do takiej popularności, tudzież legendy wokół tego warzywa. Przyznaję: są pyszne, ale kalafior jest i piękny i niezły , a przecież nie pieje się z zachwytu na jego widok.
A więc do dzieła: Potrzebny nam będzie ostry nożyk, najlepiej z okrągłą końcówką. Miseczka z sokiem z cytryny. Obieraczka. Najpierw wyłamujemy płatki, tak by usunąć ich twarde części. Palce co jakiś czas moczymy w cytrynie i smarujemy karczochy w miejscu złamania. Zewnętrzne płatki pewnie będzie trzeba usunąć w całości, te bliżej środka złamią się w połowie. Gdy ukaże nam się mocno żółty środek, ścinamy go nożem. Teraz naszym okrągłym nożykiem usuwamy ze środka pręciki. Obieraczką obieramy łodygę i dolną część kwiatostanu. Spryskujemy cytryną. Teraz możemy przygotowywać karczochy wedle przepisu jakim dysponujemy.
Karczochy na sposób włoski
Carciofi alla romana
Marcella Hazan
Carciofi alla romana
Marcella Hazan
-4-5 karczochów
-1/2 cytryny
-3 łyżki drobno posiekanej natki pietruszki
-2-3 ząbki czosnku drobniutko posiekane
-8 listków mięty drobno posiekanych
-sól
-pieprz
-1/2 szklanki oliwy
Karczochy przygotować jak powyżej. Pokropić cytryną odstawić. W miseczce wymieszać pozostałe składniki oprócz oliwy. Odłożyć 1/3 ziołowo-czosnkowej mieszaniny. Pozostałą wypchać puste środki karczochów. Teraz potrzebny nam będzie garnek w którym będziemy mogli ustawić nogą do góry, jeden obok drugiego nasze karczochy. Karczochy nacieramy od zewnątrz pozostałą zieleniną. Wkładamy kwiaty do garnka. Wlewamy oliwę i tyle wody by przykryła je do wysokości jednej trzeciej. Przykrywamy szczelnie pokrywką, ewentualnie ścierką i pokrywką. Gotujemy na wolnym ogniu 35-45 minut, czasem wychodzi krócej. Podajemy lekko przestudzone polane sosem co został w garnku.
Zjadamy patrząc zalotnie w oczy ukochanemu. Mimo że przestudzone, rozpalają zmysły. Hmmm te karczochy to chyba rzeczywiście afrodyzjak! Tylko co na to teściowa? Pozostałą oliwę można spożytkować do maczania domowego chleba na równie romantyczne śniadanie. Eh lubię tak się rano z tobą pokotłować.
Karczochy, to jest to, co tygryski lubią najbardziej. Szkoda właśnie, że dostępność ich w Polsce jest mocno ograniczona...dużo tracimy... Cudna klasyka, pyszna przystawka!
OdpowiedzUsuńGospodarna Narzeczono, tak w środku dnia o porannym kotłowaniu :)
OdpowiedzUsuńKarczochy to dla mnie zagadka. Nie jadłam ich jeszcze, choć po Twoim opisie - nabrałam ochoty :)
Fajną teściową masz!
Dobra, przy ostatnim zdaniu wybuchnęłam śmiechem :)
OdpowiedzUsuńA podobnie przyrządzone karczochy to były jedyne, jakie sama przyrządziłam, i długo ich nie zrobię. Obróbka mnie nieco przerosła, klęłam i dłubałam w nich jak głupia, a i tak chyba wszystkich twardych części nie usunęłam. Innymi słowy, przy jedzeniu (które elegancko nie wyglądało) miałam potem różne myśli, ale raczej mało erotyczne, a bardziej w duchu: "K..., co mnie podkusiło?".
Ale, żeby nie było, jak jadłam w knajpie w Rzymie, to też miałam wrażenie, że nie wszystko, co trzeba usunęli.
aaaa zazdroszczę tych karczochów
OdpowiedzUsuńPtasia;a wiesz te nie były o dziwo twarde.Bomojepierwsze spotkanie z karczochami w Luksie było fiaskiem. Te włosy ze środka, uuuuu. Serio zjadłam nawet te ogony.
OdpowiedzUsuńEscapade;no niestety,ale mamy topinambur, co prawda głównie znay w kołach lowieckich ale zawsze
Amarantka a teściowa w dechę.
Margotja też jużsobie zazdroszczę, bo ni ma...
Ja się zawsze zastanawiałam jak one smakują - i w sumie nadal się zastanawiam, bo odwagi żeby spróbować to brak ;-)
OdpowiedzUsuńTrzeba trochę popracować aby przygotować te piękne "kwiaty", ale warto! Super masz teściową - ma rewelacyjne pomysły na prezenty :)
OdpowiedzUsuńBuziak :*
muszą być przepyszne, przepadamy za karczochami :)
OdpowiedzUsuńTez ubolewam ogromnie nad brakiem karczocha w naszym zimnym kraju. Taki prezent ucieszyłby mnie bardziej niż cokolwiek innego!
OdpowiedzUsuńPiękne! Na pierwszym zdjęciu wyglądają jak kwiaty. Na targowisku koło Hali też kiedyś widziałam świeże karczochy, ale nie pamiętam, czy u "naszego" pana, czy w innym stoisku.
OdpowiedzUsuńjeszcze nie miałam okazji jeść karczochów, trochę Ci zazdroszczę :) no i jaka fajna teściowa :)
OdpowiedzUsuńfajne te karczochowe miotełki :)
OdpowiedzUsuńI sie zgodze z Toba GN, powiedzialbym ze doskonale, ale przereklamowane :D
OdpowiedzUsuńI lubie je, ale pieczone pory tez, moze nawet bardziej :))