środa, 23 lutego 2011

Warsztaty kulinarne w Centrum HoReCa


Nie będzie to dla nikogo nowość, jeśli powiem, że w miniony piątek byłam na warsztatach kulinarnych w Centrum HoReCa. Kiedy dostałam zaproszenie bardzo się ucieszyłam. Powodów tej radości było wiele. Lubię gotować też nie nowość. Lubię chodzić do szkoły, a nie mam już ku temu wielu okazji. Lubię ideę Koła Gospodyń, a dla mnie kulinarna blogosfera jest właśnie takim współczesnym Kołem. Klasnęłam, więc ochoczo w dłonie i rzuciłam: W piątek nie gotuj dla mnie, wybywam. A wiesz co będziecie robić? rzucił od niechcenia On. Ryby! Dumnie wypaliłam, bo w naszym domu specjalistą od ryb jest On. Ma swoich ulubionych dostawców w mieście i na Wybrzeżu, kilka nożyków japońskich, książek i jak zawsze własne zdanie. Ale przecież, ty nie umiesz filetować ryb! westchnął z zupełnie nieuzasadnioną rezygnacją, bo przecież ja się sama z kuchni nie przepędzam. W czwartek wieczorem usadził mnie z powagą na kanapie To chociaż posłuchaj. I zrobił mi wykład na temat filetowania ryb zwykłych i płastug.
W piątek po południu posilona nieciekawym obiadem na mieście, nie będę gotować na głodnego, stawiłam się w umówione miejsce. I od razu poczułam się dobrze. Przywitały mnie przyjazne twarze. Z niektórymi gotuję wspólnie od dawna Tili, Oko uściski, z innymi dotąd tylko wymieniałam maila: Haniu-Kasiu dziękuję za otwarcie oczu na źródło topinamburu, Amber obiecuję ci te brukwie. Jeszcze innych miałam okazję spotkać pierwszy raz, ale mam nadzieję, że nie ostatni. Przepraszam dziewczyny, że wszystkich was nie wymieniam, ale nie chcę nikogo pominąć.
Już od progu okazało się, że jak zwykle moja nadmierna zapobiegliwość sprowadziła mnie na manowce. Trzeba mi było przyjść z pustym żołądkiem. Czekał na nas obfity posiłek z rybami w roli głównej. Najbardziej smakowało mi ceviche z łososiem i halibutem oraz bisque: gęsta długo gotowana zupa z kawałków ryb i owoców morza, która do złudzenia przypominała mi słoiczki wyjadane potajemnie mojej siostrze. Oprócz uczty podniebienia miałam, więc wędrówkę w czasy błogiego dzieciństwa.


Potem była część wykładowa czyli coś dla grzecznej uczennicy. Niestety nasz nauczyciel Grzegorz Kazubski pędził tak szybko, że nie mogłam zabłysnąć wiedzą nabytą przez samo obcowanie z Narzeczonym ( Szkutnikiem). Wszystko to co mówił gorliwie magazynowałam w swojej gospodarnej pamięci. Najbardziej urzekła mnie walizeczka kucharza: pełna noży. Przypomniało mi się, że mój On ( Narzeczony, Szkutnik) wprowadził się do mnie właśnie z zestawem noży. Czyżby miał zadatki na kucharza? Urzekł mnie też karmazyn, którego podczas mojego domowego wykładu oglądałam z książce. Już ostrzę sobie na niego gospodarne pazurki.

Potem nie pozostało już nic innego jak gotować. Jakaż to radość móc gotować w profesjonalnie wyposażonej kuchni, gdzie wszystko jest akurat pod ręką. Jeszcze będąc dzieckiem gotowałam czasem, bawiąc się jednocześnie w Gotowanie na Ekranie. I proszę, oto miałam okazję pobawić się na całego. Bo ileż miłej jest pitrasić, gdy dostaje się na głos instrukcje (nie trzeba czytać całego przepisu), wszystkie produkty są w zasięgu ręki, przygotowane, po porcjowane. A jeśli coś nie idzie zjawia się pan i bez gadania Ojej ale ty trzymasz ten nóż, nie tak inaczej tnie. No i najlepsze. Brudne garnki znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a na ich miejsce pojawiają się nowe.



Gotowałam w parze z Tili, z którą już nie raz robiłam coś na cztery ręce. I jedno muszę przyznać. Podziwiam szefów kuchni za niesamowitą zdolność planowania i robienia tysiąca rzeczy jednocześnie. Miałam pewien problem z nadążeniem za instrukcjami, które padały w prędkością karabinu od mistrzów. Podgrzej, zdejmij z ognia, posiekaj, zamieszaj, przerzuć. Były nawet straty w placach, choć o dziwo nie w moich. Musiało wyglądać wesoło jak kręciłyśmy się jak frygi przy stanowiskach. Za to z efektu jestem bardzo zadowolona!

Bardzo dziękuję całej kucharskiej ekipie: kucharzom, wszystkim organizatorom, moim koleżankom blogerkom. I tym wszystkim, którzy niewidoczni musieli po nas pozmywać. Zabawa była pyszna! Proszę o więcej.


Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości Tili.

24 komentarze:

  1. Ale owocne doświadczenie! Można się poczuć przez ten czas jak profesjonalista i gotować gotować gotować. Fajnie! Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale czad :)
    Najbardziej spodobała mi się czarodziejska różdżka z brudnymi naczyniami. Wyobraź sobie, że u nas też tak jest:
    F. postanawia zrobić porządek, wstawia zatem wszystko do zlewu (o ile się zmieści, a nierzadko jest "z górką"), a potem... woła różdżkę i wychodzi. Jak wraca to jakoś magicznie zlew jest pusty. Wtedy znowu się zastanawia co by tu do niego wstawić... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgib.: Serio? A skąd taką F. się bierze? I czy kredyty też wyczarowuje. A propos powiedz F. że zgubiłam tj straciłam jej numer telefon wraz z wymianą aparatu. Niech mi coś napisze.

    OdpowiedzUsuń
  4. czekam na kolejne spotkanie
    [dobrze, że nie my musiałyśmy to wszystko posprzątać!]

    OdpowiedzUsuń
  5. Walizeczka noży wygląda co najmniej morderczo :D
    Uściski Kasiu!

    OdpowiedzUsuń
  6. @GN: 1. F. nie bierze różdżki. F. ją woła. Reszta jej nie interesuje, to się dzieje automagicznie.
    2. F. kredyty też załatwia, choć nie samodzielnie.
    3. przekazałem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgib. dawaj mi tu F. A n=mówiła że jej nie dają , fiu fiu

    OdpowiedzUsuń
  8. @GN: bo F. skromna jest, a poza tym stałem za nią murem :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Walizeczka noży rzeczywiście robiła wrażenie :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Kasiu, wspaniale się z Tobą gotowało, muszę powiedzieć, że niezła sonata wyszła spod naszych czterech łapek ... całych łapek i teraz czekam na kolejne utwory :)
    Buziak cieplutki na dobrą nockę :*

    OdpowiedzUsuń
  11. O tak! To czarodziejskie sprzątanie też mi się podobało :) A palec już się prawie goi ;)


    i jeszcze prywata: Heeeej Zgibek! - powiedz Feli, że tęsknimy. Niech wyłuska trochę czasu, bo rozpatrzyłam jej podanie,a ona się wykręca ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Gospodarna, sklepik u pana jest nie tylko źródłem topinamburu - on ma tam prawdziwe cuda. Polecam Twojej uwadze i innych kulinarnych blogerek też, zawartość lodówek u pana - ma tam mnóstwo ziół, których nie widziałam nigdzie indziej i w dużej części jeszcze nie znam. Ze znanych ma super bazylię w pęczkach, także tajską. Warta uwagi jest kapusta pak choi. Teraz wprawdzie nie jest dobry czas na kupowanie ziół, bo mróz, ale jak się zrobi trochę cieplej, polecam to źródło.

    Świetne zdjęcie panów kucharzy i opróżnionych misek też.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Hania- Kasia alez ja pana znam i cenię, tylko topinambur umknął mi uwadze. Nie raz go już polecałam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. PS. Bardzo żałuję, że nie spróbowałam zupy rybnej - na miejscu nie byłam świadoma, że w ogóle taka zupa była. Dowiedzialam się o tym dopiero z Twojej relacji.

    OdpowiedzUsuń
  15. Haniu -Kasiu a sklepik na tyłach azjatycki znasz? Tam też duży wybór w lodówkach! Pewnie znasz.

    OdpowiedzUsuń
  16. czytając Twój opis, zapragnęłam znaleźc się w takim miejscu...och!
    nie zazdroszczę, jednak po cichutku chciałabym się zamienic z Tobą. takie warsztaty dają naprawdę wiele.
    gratulacje ;]

    OdpowiedzUsuń
  17. O, widzę, że nie ja ostatnia relację napisałam:) I nie ja jedna doszkalałam się na temat ryb przed warsztatami:DDD

    Gospodarna, mam nadzieje, że przy kolejnym spotkaniu poznamy się bliżej! Mnie się podobały nie tylko tajemnicze Panie zza Szafy sprzątające po nas, ale i pólprodukty z wielkiej szuflady. Takie gotowanie to ja rozumiem:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak, tak, znam tamten sklepik - zaopatruję się w nim, choć ostatnio zauważyłam, że stał się mniej konkurencyjny cenowo od innych sklepów z podobnym asortymentem, np. niektóe produkty są tańsze w sieci Asian House, która wcześniej była droższa od sklepu Asia Tasty.

    OdpowiedzUsuń
  19. Czy Hania mówi o tym panu, no, tym dziwnym spod Hali? Sklepik azjatycki za Halą znam, właśnie za nim tęsknię, bo M zużył liście limonki, tamaryndę i kokosa prasowanego (wszystko w 1 daniu).
    A w temacie posta: czy Szkutnik Cię tam za bardzo nie musztruje, co? A foty z relacji i o nożach, i sprzątaniu, to już w sobotę widziałam :)

    OdpowiedzUsuń
  20. @zemfiroczka - Fela wie i docenia Waszą miłość i tęsknotę :)

    O podaniu nic nie wiem, ale faktycznie, że z czasem to krucho, na dodatek ja się ostatnio nie spisuję za dobrze i trochę musi skakać także koło mnie :(
    Ale może pingnij ją raz jeszcze i podeprzyj się rozpatrzonym podaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  21. No właśnie pingamy, dzisiaj na ten przykład Tilia o maszkaronach wystrzępiła na klawiaturze mejla.

    Ale w jednym kawałku ze Szklarskiej wróciliście, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  22. Ale się tu fajnie pingacie i warsztatujecie :D
    Niektórzy nie wrócili w jednym kawałku z ostatniej imprezy firmowej :)

    OdpowiedzUsuń
  23. No cóż, Felicjo, tak to bywa z imprezami.... ;) Nie ulega jednak wątpliwości, że to na pewno będzie dla Zgibka "niezapomniana" impreza ;)

    OdpowiedzUsuń

Chętnie odpowiem na wszystkie pytania dotyczące składników i przepisów. Uwagi przyjmuję. Złośliwe oznaczam jako spam. Podobnie traktuje komentarze z linkiem typu zajrzyj do mnie, zapisz się do mnie, zapraszam na konkurs. Anonimie przedstaw się! Dziękuję za odwiedziny. Gospodarna narzeczona i czasem On i zawsze Ono.

LinkWithin

Related Posts Widget for Blogs by LinkWithin