Lubię jesień. Wiem, pisałam to samo o zimie, wiośnie i lecie. Bo jak się tak dobrze zastanowić tak właśnie jest. Lubię je wszystkie i lubię obleczony w nie świat. Cieszę się jesienią, gdy zbieram orzechy do wiadra. Zawijam wokół szyi szal, piechotą idę przez pół miasta. Stawiam kołnierz płaszcza i chucham w jego lodowaty nos. Na rower zakładam rękawiczki, marznę. I tylko tych balerin mi żal. Mogłabym je nosić cały rok. Na straganie wyłapuję ostatnie podrygi lata. Siedzę w kawiarnianym ogródku, aż do skostnienia. Kładę dłonie na kaloryferze i stawiam obok ciasto do wyrośnięcia. Drożdżowe lubi jesień.
Drożdżowe z malinami
Składniki:
-3g drożdży instant lub 7g świeżych
-250g mąki pszennej chlebowej lub wysokobiałkowej białej
-1 łyżka ciepłej wody źródlanej
-150g kwaśnej śmietany
-50g drobnego cukru
-75g roztopionego masła
-2 żółtka
-pudełeczko malin
-25g cukru
-płatki migdałowe do posypania
-mleko do posmarowania.
W miseczce mieszamy drożdże z dwoma łyżkami mąki i wodą, na gładkie ciasto. Przykrywamy folią i odstawiamy na dwie godziny, powinno ładnie urosnąć.
W dużej misce mieszamy ser, śmietanę, cukier, masło i żółtka na gładką masę. Mieszając dodajemy zaczyn i pozostałą mąkę. Wyrabiamy gładkie ciasto. Dodajemy sól. dalej wyrabiamy, aż ciasto zacznie odstawać od ręki lub od ścianek miski miksera. To tłuste ciasto, stąd trwa to dość długo. Wkładamy do miski, przykrywamy folią i wstawiamy na 8-12 godzin do lodówki. Na pół godziny przed planowany formowaniem wyciągamy z lodówki.
Maliny gotujemy z cukrem, aż powstanie nie za gęsty 'dżem'. Studzimy.
Na oprószonej mąką stolnicy wałkujemy ciasto na prostokąt dwa razy dłuższy niż foremka. Ja przed wałkowaniem uformowałam kulę, której dałam odpocząć kwadrans. Rozwałkowane ciasto pokrywamy równomiernie nadzieniem i zwijamy jak makowiec. Następnie ostrym nożem rozcinamy wałek z ciasta wzdłuż i zaplatamy jak sznurki. Wkładamy niedbale do formy, wysmarowanej tłuszczem. Odstawiamy do wyrastania na 2 godziny. Przed pieczeniem smarujemy mlekiem i obsypujemy obficie płatkami migdałowymi. Pieczemy w 15 minut w temperaturze 180 st. C, a następnie 25-30 minut w temperaturze 160 st. C. studzimy przez kwadrans w foremce, a następnie na kratce. Kroimy całkowicie wystudzone.
Podobne ciasta ale w zimowej wersji było tutaj.
W dużej misce mieszamy ser, śmietanę, cukier, masło i żółtka na gładką masę. Mieszając dodajemy zaczyn i pozostałą mąkę. Wyrabiamy gładkie ciasto. Dodajemy sól. dalej wyrabiamy, aż ciasto zacznie odstawać od ręki lub od ścianek miski miksera. To tłuste ciasto, stąd trwa to dość długo. Wkładamy do miski, przykrywamy folią i wstawiamy na 8-12 godzin do lodówki. Na pół godziny przed planowany formowaniem wyciągamy z lodówki.
Maliny gotujemy z cukrem, aż powstanie nie za gęsty 'dżem'. Studzimy.
Na oprószonej mąką stolnicy wałkujemy ciasto na prostokąt dwa razy dłuższy niż foremka. Ja przed wałkowaniem uformowałam kulę, której dałam odpocząć kwadrans. Rozwałkowane ciasto pokrywamy równomiernie nadzieniem i zwijamy jak makowiec. Następnie ostrym nożem rozcinamy wałek z ciasta wzdłuż i zaplatamy jak sznurki. Wkładamy niedbale do formy, wysmarowanej tłuszczem. Odstawiamy do wyrastania na 2 godziny. Przed pieczeniem smarujemy mlekiem i obsypujemy obficie płatkami migdałowymi. Pieczemy w 15 minut w temperaturze 180 st. C, a następnie 25-30 minut w temperaturze 160 st. C. studzimy przez kwadrans w foremce, a następnie na kratce. Kroimy całkowicie wystudzone.
Podobne ciasta ale w zimowej wersji było tutaj.
Uświadomiłaś mi,że te piękne maliny na targu mogą być ostatnimi...To takie przygnębiające...
OdpowiedzUsuńJa nie lubię spacerów w czasie brzydkiej jesieni i zimy...
Ciasto cudo!
Tak, ciasto cudo ! Nie ma dwoch zdan. Przypomnialas mi moja mame, ktora przy byle okazji i wlasciwie z niczego robila fantastyczne drozdzowe. Pamietam takie drozdzowe mamy z twarogiem, bylo pyszne. A mama dzisiaj twierdzi, ze nigdy nie piekla takiego ciasta i nie jestem w stanie wydebic przepisu ;)
OdpowiedzUsuńPiekne to ciasto Narzeczono! Musze sobie chyba znow jakies drozdzowe nastawic... :)
OdpowiedzUsuńI ja lubie wszystkie pory roku i 'obleczony w nie swiat', jak ladnie to napisalas. Zawsze jest cos milego, cos pozytywnego. Wystarczy tylko chciec tego poszukac :)
Pozdrawiam!
genialny kształt, ja chyba też zrobię coś z malin bo to już takie resztki ich że trzeba szybko korzystać :]
OdpowiedzUsuńPerfekcja w każdym milmetrze. Dzieło sztuki... Och i ach! :-))
OdpowiedzUsuńJesień tak jest całkiem symaptyczna, póki na kończy się w łózku z aspiryną termometrem. Ale gdy świeci słońce poezja! Dobrze, że teraz idzie taki właśnie ładny pogodny tydzień. :-)
Takie ciasto drozdzowe to ja rozumiem :) Wyglada przeslicznie. Mam gdzies w czelusciach zamrazarki torebke malin i wlasnie zastanawialam sie, jak je wykorzystac. Teraz juz wiem :)) A jesien tez lubie. Jesli nie konczy sie przeziebieniem i takim paskudnym bolem gardla jaki trzyma mnie od kilku dni :)
OdpowiedzUsuńOstatanie maliny... U mnie już się skonczyly :(
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podoba twój sposób zawinięcia ciasta w takie jakby fale na wierzchu. Ogromnie fajny! :)
Cudowne drożdżowe:) Kocham takie ciasta, ciepłe, pachnące.
OdpowiedzUsuńMmmm:)
Pozdrowienia:)
wspaniałe drożdżowe.
OdpowiedzUsuńzapach domu, dzieciństwa.
prawdziwej rodziny.
Drożdżówka wygląda rewelacyjnie !! :)
OdpowiedzUsuńWygląda cudnie a i zapewne smakuje wyśmienicie. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńlubię takie plecionki , bardzo lubię-robić , jeść i jeść
OdpowiedzUsuńFajne zdjęcia
to prawda, drożdżowe najlepiej smakuje jesienią i zimą. ciasto piękne. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzepięknie wygląda, Narzeczono.
OdpowiedzUsuńA ja, gdyby się zastanowić, to też lubię wszystkie pory roku. Choć najbardziej, to jednak wiosnę i lato. Jestem typowym ciepłolubem...
Pozdrawiam! :)
ja dzis wróciłam z malinowych zbiorów.. cały dom pachnie konfiturami,a tu jeszcze takie ciasto..
OdpowiedzUsuńale baleriny? moje stopy krzyczałyby o litość! :)
Ciasto dziękuje za komplementy i narzeczona też. Zresztą narzeczona jest wielbicielką plecionek drożdżowych, także tylko zaciera ręce.
OdpowiedzUsuńPanno Coco, z twarogiem była wersja zimowa, też po spacerze, ale z orzechami i czekoladą. Była pyszna.
Majko zdrowiej, bo na przykład u nas synoptycy, którzy tego roku stali się jak czwarta władza. zapowiadają słońce do końca tygodnia.
Margot, wiem , że lubisz.
Wróżko: Nie lubisz balerin? To oddaj, przyjmę każde, byle w rozmiarze.
śliczne ciasto, chętnie bym takie zrobiła, zapiszę przepis :)
OdpowiedzUsuńJa jesienią lubię kolory liści i zbieranie kasztanów :) I jeszcze ciasta z jabłkami i śliwkami :)
OdpowiedzUsuńbuziak
A wiesz kaisa, ze z jeslieni to tylko zbieranie orzechow wloskich lubie i jeszcze ich suszenie :)
OdpowiedzUsuńKurcze, nie pomyslalam zeby upiec ciasto z ostatnich malin (a obiecywalam sobie), zalala je wodka, co chyba nie dziwi ;D
Magdo, zapisz zapisz.Choć powiem ci skrycie, że ja te wersje z czekolada wolę.
OdpowiedzUsuńOko: Czyli na malinowe nie wpadniesz? szkoda...
Basia: nie dziwi, nic a nic. Leje się u was wódka, że ho ho.
Ach Kasia, nie dosc ze sie leje to jeszcze od wczoraj sie robi wlasny :))
OdpowiedzUsuńMam takie wrażenie, że motyw przewodni tego opisu jesieni to "zmarznąć-zagrzać się-zmarznąć-zagrzać się". :) A potem przychodzi zima i już jest tylko "zmarznąć-przemarznąć na kość"...
OdpowiedzUsuńAle drożdżowego z malinami nie jadłam nigdy w życiu.
Lisko--to Ty :-)))))) no po prostu MUSISZ byc autorka i tego bloga :-D
OdpowiedzUsuńBasia, no no. Pobudzasz moją wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńDajda: coś jakby.
Miro: nie wiem co Ci odpowiedzieć,ale z całą pewnością nie jestem osobą za którą mnie bierzesz. A może pomyliłaś blogi?
Lubię takie zawijańce... ale zawsze się obawiam, że wyjdzie mi jakiś farfocel bezkształtny, no i nie robię.
OdpowiedzUsuńA te późne maliny są zawsze takie ciemne, zmrożone.
Malinowe to ja zawsze. Właśnie czaj malinowy wypiłam. To ciacho pasowałoby akuratnie :)
OdpowiedzUsuńLisko, fajny wypiek! ;)
OdpowiedzUsuńA tak serio serio, to wypiek CUDNY! Malin mi się chce, bez dwóch zdań.
Ania! Grożę paluszkiem. A ciasto wymienię za to z jabłkami>
OdpowiedzUsuńbajeczne!!!
OdpowiedzUsuńDrożdżowe to moje ulubione, moje smaki i moje wspomnienia.
OdpowiedzUsuńPiękny wypiek.
ALe co się dziwić jak Wy wszystko macie po mistrzowsku zrobione? :)