Konfitura z zielonych pomidorów z wanilią
przepis Mamy Ani zwany Figi dla ubogich
przepis Mamy Ani zwany Figi dla ubogich
-1kg zielonych pomidorów
-1 laska wanilii
-500g cukru brązowego
-150 ml wody
Pomidory umyłam i pokroiłam na ósemki czy nawet szesnastki. Przesypałam w garnku cukrem i odstawiłam na noc. Cukier powinien się rozpuścić, a owoce puścić sok. Rano zagotowałam słodki sok z wodą, aż powstał niezbyt gęsty syrop. Na gorący wrzuciłam owoce i ziarenka z wydrążonej laski wanilii. Smażyłam, aż całość była gęsta, tak że po wylaniu na zimny porcelanowy talerzyk zastygała. Przełożyłam do wyparzonych słoiczków, zakręciłam. Pasteryzowałam 15 minut w piekarniku nagrzanym do 120 st. C.
- 4-6 zielonych pomidorów
- 2 łyżki oleju do smażenia
- 1/2 ziaren kuminu (kminu rzymskiego)
- 2-3 ząbki czosnku drpbno pokrojonego lub przepuszczonego przez praskę
- szczypta przyprawy hing (asefatydy) - do kupienia w sklepach z orientalną żywnością
-1-2 świeże zielone papryczki chili drobno (drobniutko) pokrojone
-3 łyżki siekanej natki kolendry lub natki pietruszki
- 1 łyżeczka soli
- ew. kilka suszonych liści curry
Pomidory należy najpierw opalić palnikiem lub pod rusztem, tak by skórka była czarna i łatwo odchodziła. Ja zrobiłam to przy pomocy palnika. Skórka rzeczywiście szybko czerniej i łatwo odchodzi. A pomidor pozostaje nadal surowy i jędrny. Można też wrzucić na kilka minut do wrzątku i tradycyjnie pozbyć się skórki. Natomiast te opalone mają lepszy aromat. Obrane pomidory kroimy w kostkę i odkładamy. W garnku rozgrzewamy olej, dodajemy kumin i czosnek. Kiedy czosnek się przyrumieni, wrzucamy hing, kolendrę i chili, chwilę smażymy, tylko tak by poczuć aromat. Wrzucamy pomidory, sól. Zdejmujemy z gazu. posypujemy pokruszonymi liści curry, przykrywamy i odstawiamy na pól godziny, aż smaki się przegryzą. Można dodać odrobinę miodu lub cukru, aby przełamać kwaśny smak pomidorów. Moim zdaniem to zbędne. Przed jedzeniem usuwamy liście curry ( ja je zbyt drobno pokruszyłam i nie było to możliwe).
Ja uwielbiam, co tam - ubóstwiam te Twoje nalepki :) No cudowne po prostu :)
OdpowiedzUsuńA co do zielonych pomidorów to ja się tylko na nie w tym roku gapiłam na straganach - uroczo wyglądały, ale cena mnie odstraszała. Naprawdę warto się w nie zaopatrzyć?
A wiesz, że słoiczek z taką nalepką, choć inną zawartością już w sobotę będzie otwierany i rogaliki topielcowe będę znów próbować upiec :) Buuuziak cieplutki :*
Ja uwielbiam konfiturę z zielonych pomidorów!W tym roku chyba jej jednak nie zrobię,bo zielone pomidory chyba droższe od fig.
OdpowiedzUsuńSłoiczki urocze!
właśnie czegoś takiego szukałam, znaczy się fajnego przepisu na konfiturę z zielonych pomidorów :))
OdpowiedzUsuńdziękuję i pozdrawiam serdecznie :)))
nie wiem na którą wersje bym się zdecydowała gdybym dorwała niedojrzałego pomidora, obie brzmią świetnie.
OdpowiedzUsuńa nalepki rzeczywiście boskie, dziś się przekonałam na żywo - list przyszedł! dziękuję :*
Och, zielone pomidory! Marzę o takiej konfiturze, może uda się tej jesieni! A słoiczki i nalepki pierwsza klasa:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zrobilabym taka konfiture. Bardzo spodobala mi sie nazwa "figi dla ubogich". Podejrzewam jednak, ze dostanie zielonych pomidorow bedzie graniczylo tu z cudem :) Mimo to rozejrze sie.
OdpowiedzUsuńRewelacja! Zarówno pierwszy, jak i drugi przepis. Choć przyznam, że szczególnie ciekawi mnie ta konfitura; do tego z wanilią. Cudnie!
OdpowiedzUsuńA że całkiem niedawno widziałam zielone pomidory na targu, to kto wie?... ;))
Pozdrawiam!
o kurcze jakie tiu szaleństwo pomidorowe i na dokładkę zielone
OdpowiedzUsuńA skąd Panienka ma te etykiety na słoiki , bo cudne są
Moje drogie, no ja pomidory miałam z krzaka. Także nie mogłam ich nie wykorzystać. A etykietki przyznaję amerykańskie ;-)
OdpowiedzUsuńTili: czy naprawdę warto? Hmmm co kto lubi. Jak masz przepłacać kup se śliwek.
Viri: dobrze, że choć maleństwo się nie zagubiło.
Kucharnio Aniu: może pod koniec jesieni będą tańsze, bo i tak by nie dojrzały.
A etykietki to można chyba zrobić samemu czy nie?
A ja polecam chutney pysznie indyjski i orzeźwiający.
Ba, można , można , ale jak się takie coś robi? Wygląda trochę jak pieczątka
OdpowiedzUsuńParze pomidory pokrojone w czastki goraca woda - podobno nieco trucizny w ten sposob ubywa. Czy ktos ma lepszy sposob?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa kiedyś - wieki temu - też próbowałam robić smażone zielone i też się rozczarowałam :) A książka niestety kojarzy mi się teraz też źle, bo z pobytem w szpitalu.
OdpowiedzUsuńZ innych zielonych to czasem moja ciocia podrzuca mi marynowane, w plastrach, z cebulą. Ten Twój chutney mi się podoba, ale po co usuwać liście curry? One nie zmiękną tam w tej reszcie? Bo jak zmiękną to bdb są.
Co do naklejek: wydrukować na komputerze?
Anno: A tam jest jakaś trucizna? Przyznam,że nie poczułam.
OdpowiedzUsuńPtasiu, też się pytam po co? ja nie usunęłam przynaje.
Margot, albo wytnij, wklej, dopasuj, drukuj.
Urocze, oryginalne słoiczki.
OdpowiedzUsuńPrzepis ląduje w kajeciku.
serdeczności
M.