To jasne, że pomysł na użycie zielonych pomidorów przyszedł mi do głowy po obejrzeniu filmu. Która to była klasa? Najpierw myślałam, że to jakaś specjalna, amerykańska odmiana. Potem, jej, patrzę na datę wydania, duuużo potem, przeczytałam książkę i zaryzykowałam. Potajemnie zerwałam na działce kilka niedojrzałych pomidorów. Udało mi się umknąć czujnemu wzrokowi dziadka i kiedy rodziców nie było w domu. Usmażyłam. I to było kolejne rozczarowanie, które tylko utwierdziło mnie w przekonaniu To musi być jakaś amerykańska odmiana. Dziś wiem, że choć przy książkach Fannie Flagg śmieję sie do rozpuku, to przepisy nie należą do moich ulubionych. Nie jestem fanką syropu kukurydzianego No z jednym wyjątkiem, ale to też kwestia wspomnienia, kruszonych krakersów, błyskawicznego budyniu z torebki. Tymczasem zielone pomidory okazały się bardzo wdzięcznym i smacznym składnikiem. Zwłaszcza, że krzaczki w Tajemniczym Ogrodzie wyjątkowo obrodziły, za to chmurna aura nie wspomagała dojrzewania. Oto dwie propozycje na słodko i na pikantnie. Pierwszy to konfitura z pomidorów czyli w sumie smażone zielone pomidory. Słodka, waniliowa i rzeczywiście jak mawia Mama Ania przypomina w smaku figi. Mama Ania radzi ponadto, żeby na konfiturę zbierać bardzo niedojrzałe owoce, takie, które nie mają jeszcze rozwiniętych gniazd nasiennych. Drugi przepis pochodzi z mojej ulubionej indyjskiej książeczki Flavors of India. I jak piszę autorka to indyjska wersja Salsa Verde. Chutney z zielonych pomidorów to coś pomiędzy sałatką, a pikantnym dodatkiem. Nasz był dodatkiem do indyjskiego lunchu z pudełek ;-). Obie propozycje szczerze polecam.
Konfitura z zielonych pomidorów z wanilią
przepis Mamy Ani zwany Figi dla ubogich
przepis Mamy Ani zwany Figi dla ubogich
-1kg zielonych pomidorów
-1 laska wanilii
-500g cukru brązowego
-150 ml wody
Pomidory umyłam i pokroiłam na ósemki czy nawet szesnastki. Przesypałam w garnku cukrem i odstawiłam na noc. Cukier powinien się rozpuścić, a owoce puścić sok. Rano zagotowałam słodki sok z wodą, aż powstał niezbyt gęsty syrop. Na gorący wrzuciłam owoce i ziarenka z wydrążonej laski wanilii. Smażyłam, aż całość była gęsta, tak że po wylaniu na zimny porcelanowy talerzyk zastygała. Przełożyłam do wyparzonych słoiczków, zakręciłam. Pasteryzowałam 15 minut w piekarniku nagrzanym do 120 st. C.
- 4-6 zielonych pomidorów
- 2 łyżki oleju do smażenia
- 1/2 ziaren kuminu (kminu rzymskiego)
- 2-3 ząbki czosnku drpbno pokrojonego lub przepuszczonego przez praskę
- szczypta przyprawy hing (asefatydy) - do kupienia w sklepach z orientalną żywnością
-1-2 świeże zielone papryczki chili drobno (drobniutko) pokrojone
-3 łyżki siekanej natki kolendry lub natki pietruszki
- 1 łyżeczka soli
- ew. kilka suszonych liści curry
Pomidory należy najpierw opalić palnikiem lub pod rusztem, tak by skórka była czarna i łatwo odchodziła. Ja zrobiłam to przy pomocy palnika. Skórka rzeczywiście szybko czerniej i łatwo odchodzi. A pomidor pozostaje nadal surowy i jędrny. Można też wrzucić na kilka minut do wrzątku i tradycyjnie pozbyć się skórki. Natomiast te opalone mają lepszy aromat. Obrane pomidory kroimy w kostkę i odkładamy. W garnku rozgrzewamy olej, dodajemy kumin i czosnek. Kiedy czosnek się przyrumieni, wrzucamy hing, kolendrę i chili, chwilę smażymy, tylko tak by poczuć aromat. Wrzucamy pomidory, sól. Zdejmujemy z gazu. posypujemy pokruszonymi liści curry, przykrywamy i odstawiamy na pól godziny, aż smaki się przegryzą. Można dodać odrobinę miodu lub cukru, aby przełamać kwaśny smak pomidorów. Moim zdaniem to zbędne. Przed jedzeniem usuwamy liście curry ( ja je zbyt drobno pokruszyłam i nie było to możliwe).
Ja uwielbiam, co tam - ubóstwiam te Twoje nalepki :) No cudowne po prostu :)
OdpowiedzUsuńA co do zielonych pomidorów to ja się tylko na nie w tym roku gapiłam na straganach - uroczo wyglądały, ale cena mnie odstraszała. Naprawdę warto się w nie zaopatrzyć?
A wiesz, że słoiczek z taką nalepką, choć inną zawartością już w sobotę będzie otwierany i rogaliki topielcowe będę znów próbować upiec :) Buuuziak cieplutki :*
Ja uwielbiam konfiturę z zielonych pomidorów!W tym roku chyba jej jednak nie zrobię,bo zielone pomidory chyba droższe od fig.
OdpowiedzUsuńSłoiczki urocze!
właśnie czegoś takiego szukałam, znaczy się fajnego przepisu na konfiturę z zielonych pomidorów :))
OdpowiedzUsuńdziękuję i pozdrawiam serdecznie :)))
nie wiem na którą wersje bym się zdecydowała gdybym dorwała niedojrzałego pomidora, obie brzmią świetnie.
OdpowiedzUsuńa nalepki rzeczywiście boskie, dziś się przekonałam na żywo - list przyszedł! dziękuję :*
Och, zielone pomidory! Marzę o takiej konfiturze, może uda się tej jesieni! A słoiczki i nalepki pierwsza klasa:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zrobilabym taka konfiture. Bardzo spodobala mi sie nazwa "figi dla ubogich". Podejrzewam jednak, ze dostanie zielonych pomidorow bedzie graniczylo tu z cudem :) Mimo to rozejrze sie.
OdpowiedzUsuńRewelacja! Zarówno pierwszy, jak i drugi przepis. Choć przyznam, że szczególnie ciekawi mnie ta konfitura; do tego z wanilią. Cudnie!
OdpowiedzUsuńA że całkiem niedawno widziałam zielone pomidory na targu, to kto wie?... ;))
Pozdrawiam!
o kurcze jakie tiu szaleństwo pomidorowe i na dokładkę zielone
OdpowiedzUsuńA skąd Panienka ma te etykiety na słoiki , bo cudne są
Moje drogie, no ja pomidory miałam z krzaka. Także nie mogłam ich nie wykorzystać. A etykietki przyznaję amerykańskie ;-)
OdpowiedzUsuńTili: czy naprawdę warto? Hmmm co kto lubi. Jak masz przepłacać kup se śliwek.
Viri: dobrze, że choć maleństwo się nie zagubiło.
Kucharnio Aniu: może pod koniec jesieni będą tańsze, bo i tak by nie dojrzały.
A etykietki to można chyba zrobić samemu czy nie?
A ja polecam chutney pysznie indyjski i orzeźwiający.
Ba, można , można , ale jak się takie coś robi? Wygląda trochę jak pieczątka
OdpowiedzUsuńParze pomidory pokrojone w czastki goraca woda - podobno nieco trucizny w ten sposob ubywa. Czy ktos ma lepszy sposob?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa kiedyś - wieki temu - też próbowałam robić smażone zielone i też się rozczarowałam :) A książka niestety kojarzy mi się teraz też źle, bo z pobytem w szpitalu.
OdpowiedzUsuńZ innych zielonych to czasem moja ciocia podrzuca mi marynowane, w plastrach, z cebulą. Ten Twój chutney mi się podoba, ale po co usuwać liście curry? One nie zmiękną tam w tej reszcie? Bo jak zmiękną to bdb są.
Co do naklejek: wydrukować na komputerze?
Anno: A tam jest jakaś trucizna? Przyznam,że nie poczułam.
OdpowiedzUsuńPtasiu, też się pytam po co? ja nie usunęłam przynaje.
Margot, albo wytnij, wklej, dopasuj, drukuj.
Urocze, oryginalne słoiczki.
OdpowiedzUsuńPrzepis ląduje w kajeciku.
serdeczności
M.