Zostałam zaproszona do zabawy w 10 lubień*, nikt mi jednak nie powiedział o jakie lubienia chodzi. Bo te bywają różne. Są lubienia uwielbienia, ubóstwienia i miłostki. Są zmysłowe jak ochotki, przyjemnostki. Są leniwe to wygody. Estetyczne podobasie. I lubienia jak te mgnienia, chwile krótkie i drobnostki. Są lubienia w różnych skalach. Te na jeden, te na tysiąc. Mam ja swoją listę lubień i jest długa mogę przysiąc. Dziś te podręczne. Ot z wczoraj.
Lubię swoje stopy. Są małe, ładne i mocne. Lubię wypuszczać je bose na trawę. A na noc zakładam im ciepłe skarpety. I kolorowe baleriny. To na dzień. Lubię stopami tuptać, szurać i pedałować.
Lubię obudzić się rano przed budzikiem i stwierdzić się, że jeszcze chwilę mogę pospać.
Lubię popukać od spodu w upieczony bochenek, chociaż nikt nigdy nie pyta kto tam?
Lubię uciec przed deszczem do ciepłego domu, zakopać się pod koc z kubkiem rozgrzewającej herbaty.
Lubię siedzieć w autobusie na kole, można wtedy wygodnie oprzeć nogi i to nieprawda, że trzęsie.
Lubię zjeść na kolację miskę ciepłego miso. To taki japoński żurek myślę po cichu i wyobrażam sobie jak smakowałoby z jajkiem na twardo.
Lubię drewniane łyżki. Od dziecka wierzę, że nadają smak potrawie. Mam ich całkiem pokaźną kolekcję, w tym kilka autorstwa mojego taty.
Lubię kiełki buraka. One są naprawdę czerwone!
Lubię miejsce w którym akurat jestem, bo to właśnie czyni je godnym lubienia.Lubię swoje stopy. Są małe, ładne i mocne. Lubię wypuszczać je bose na trawę. A na noc zakładam im ciepłe skarpety. I kolorowe baleriny. To na dzień. Lubię stopami tuptać, szurać i pedałować.
Lubię obudzić się rano przed budzikiem i stwierdzić się, że jeszcze chwilę mogę pospać.
Lubię popukać od spodu w upieczony bochenek, chociaż nikt nigdy nie pyta kto tam?
Lubię uciec przed deszczem do ciepłego domu, zakopać się pod koc z kubkiem rozgrzewającej herbaty.
Lubię siedzieć w autobusie na kole, można wtedy wygodnie oprzeć nogi i to nieprawda, że trzęsie.
Lubię zjeść na kolację miskę ciepłego miso. To taki japoński żurek myślę po cichu i wyobrażam sobie jak smakowałoby z jajkiem na twardo.
Lubię drewniane łyżki. Od dziecka wierzę, że nadają smak potrawie. Mam ich całkiem pokaźną kolekcję, w tym kilka autorstwa mojego taty.
Lubię kiełki buraka. One są naprawdę czerwone!
Lubię Cię. Czy zjesz ze mną obiad? Dziś będzie caponata. Caponata i farinata.
Farinata czyli placek z cieciorki
Dan Lepard
Dan Lepard
Placki z mąki cieciorkowej zwanej besan albo socca piekłam po raz pierwszy na lekcjach u Hamelmana. Są to cienkie placki wypiekane w piecu z dodatkiem ziół lub oliwek, najlepsze na ciepło. Można zrobić je też z mąki grochowej, smak co prawda inny, ale równie dobry.
-200g mąki z cieciorki
-200g wody
-3 łyżki oliwy
-łyżeczka soli
- rozmaryn lub szałwia
Wodę, mąkę i sól wymieszać w misce, aż powstanie gładkie, luźne ciasto. Mąka z cieciorka ma tendencje do zbijania się w grudki, dlatego można ją najpierw przesiać albo gotowe ciasto przetrzeć przez sito. Odstawić na 2 godziny. Dodać oliwę. Piekarnik rozgrzać do 220 st.C. wstawić pod górną grzałkę okrągłą, płytką formę wysmarowaną oliwą. Kiedy oliwa prawie zacznie się palić, wysypać dno formy wybranym ziołem. Gdy to zacznie skwierczeć wylać połowę ciasta, tak by pokryło dno formy. Piec 20 minut. Placek powinien być złoty i chrupki. Lubię je na ciepło lub na zimno w towarzystwie sałaty lub caponaty włoskiego gulaszu z bakłażana.
Caponata
Jamie O.
* Do zabawy zaprosiła mnie Ewelosa i Tili. A ja zapraszam wszystkich nieproszonych. Bawcie się z nami.
Jamie O.
Na przepis nie zwróciłabym uwagi, gdyby nie Joanna, która podała mi caponatę podczas wieczoru panieńskiego. Zakochałam się, na szczęście bez uszczerbku dla zamążpójścia. W sezonie robię ją do znudzenia.
-2 solidne bakłażany, pokrojone w dużą kostkę
-oliwa z oliwek
-1 łyżeczka suszonego oregano
-po garści siekanej natki pietruszki i łodyżek
-cebula posiekana
-2 ząbki czosnku, pokrojone w cienkie plasterki
-ocet z czerwonego wina
-garść dobrych oliwek\
-garść kaparów
-5 podłużnych, aromatycznych pomidorów
-garść prażonych migdałów
-sól, pieprz
Na oliwie smażę bakłażany z solą i oregano, aż się zrumienią. Dodaję cebulę, łodyżki natki pietruszki i czosnek, smażę pięć minut. Skrapiam octem i gdy wyparuje, dodaję kapary i oliwki, chwilę mieszam. Dodaję pomidory bez skórek, w kawałkach. Duszę około 15 minut. Przyprawiam solą i pieprzem. Podaje posypane migdałami i natką. Białe wino i już.
-2 solidne bakłażany, pokrojone w dużą kostkę
-oliwa z oliwek
-1 łyżeczka suszonego oregano
-po garści siekanej natki pietruszki i łodyżek
-cebula posiekana
-2 ząbki czosnku, pokrojone w cienkie plasterki
-ocet z czerwonego wina
-garść dobrych oliwek\
-garść kaparów
-5 podłużnych, aromatycznych pomidorów
-garść prażonych migdałów
-sól, pieprz
Na oliwie smażę bakłażany z solą i oregano, aż się zrumienią. Dodaję cebulę, łodyżki natki pietruszki i czosnek, smażę pięć minut. Skrapiam octem i gdy wyparuje, dodaję kapary i oliwki, chwilę mieszam. Dodaję pomidory bez skórek, w kawałkach. Duszę około 15 minut. Przyprawiam solą i pieprzem. Podaje posypane migdałami i natką. Białe wino i już.
pewnie, że zjem z Tobą obiad;) tym bardziej, ze taki smakowity:)
OdpowiedzUsuńjak pięknie napisane ;]
OdpowiedzUsuńz uśmiechem na twarzy przeczytałam ulubione przez Ciebie rzeczy ;]
wspaniały placek z cieciorki, a caponata? mmm... pysznie dziś tutaj !
Pyszne poropozycje :) I fajne lubianie :)
OdpowiedzUsuńTak, tak, tak, z przyjemnością Wielką obiad bym z Tobą zjadła :)
OdpowiedzUsuńFarinata i caponata - się nawet rymuje...
I też lubię pukanie w upieczony bochenek :)
Ciężko wybrać tylko 10 rzeczy, które się lubi. :) I całkowicie się zgadzam w kwestii autobusu - na kole jest najlepiej. Idę popracować, jak obiad będzie gotowy, to wołaj z balkonu albo przez okno w kuchni.
OdpowiedzUsuńFarinata mon amour ! Ale nigdy mi nie wychodzi taka jak z pieca ...
OdpowiedzUsuńNo i gdzie kupujesz mąkę cieciorkową ?
A jakie kapary ? Ja dodaję takie większe, prawie takie duże jak oliwki, a ty ?
Miss coco: maka z cieciorki u nas jest w sklepach z orientalnych. Jestem pewna że wasi Muzułmanie na Anderlechcie ja mają. A capary,w iesz u nas nie ma wielkiego wyboru, dawałam zwykle, ale jak będę w Brux to się zaopatrzę. Fakt troche inna niż z pieca, ale własna za to!
OdpowiedzUsuńPanie moje, To ja muszę dorobic tego obiadu.
OdpowiedzUsuńAmarantko: Tak pukanie jest boskie, ja to bym mogła tak pukać i pukać.
Dajdo nie mam balkonu ;-)
PYCHOTKA!!!
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze nic z mąką z cieciorki nie robiłam... Cieciorka to w końcu to samo, co ciecierzyca? Placek wygląda świetnie. Caponata zresztą też, ale to znane smaki, a placek nie.
OdpowiedzUsuńBTW, wysłałam Ci @
A my z niej całkiem dużo: indyjskie desery, irańskie ciasteczka i indyjską zupę. A teraz te placki.
OdpowiedzUsuńA czemu ja nigdy nie jadłem ani farinaty, ani caponaty.
OdpowiedzUsuńMoja Janina preferuje polskie jadło i kotleta.
Farinata, caponata...
już od teraz moja fascynata.
Ale Jak? Ja chętnie bym taki obiad zjadł.
Zapraszasz, to ja skorzystam, może?
Ryszardzie, wiesz ja już jestem zajęta. Ale śniadanie? Jutro?
OdpowiedzUsuńale wspaniałe dania !
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam Cie do mojego konkursu :)
http://smakuje.blox.pl/2010/09/Wloskie-grissini-i-KONKURS.html
Dorotko z przyjemnością sobie poczytam, ale ja jestem straszna i grissini to sobie piękę sama. Zapraszam ciebie na takie domowe.
OdpowiedzUsuńWe Włoszech taki placek nazywa się "la cecina" (od cece - ciecierzyca...
OdpowiedzUsuńTak wiem, ale zawsze mi się dwoją i troją te c, więc wołałam użyć nazwy z Ligurii ;-)
OdpowiedzUsuńTen placek z cieciorki mnie zaciekawił. Bardzo chętnie spróbuję tym bardziej, że cieciorka zerka na mnie ze słoiczka...
OdpowiedzUsuńA ja lubię taką dobrą energię w tak pięknych słowach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
M.
Fajne te Twoje lubienia:))
OdpowiedzUsuńI caponata pyszna i farinata mi się podoba :))
Uwielbiam rozmaryn! A te dania wyglądają smakowicie!!pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKubo, będziesz sam ją mielił no nono
OdpowiedzUsuńMoniko, to dobrze. Mi też czasem potrzeb dobrej energii wiec sobie ją wytwarzam.
Majano to tylko dziesięć z listy tysiąca...
Młynku ja też.
Caponata to jest to! U Jamiego ją poznałam właściwie :)
OdpowiedzUsuńALe mnie ta farinata zaintrygowała - brzmi bardzo kusząco.
Strasznie mi sie podoba fakt, ze jest skala lubien, dawno o tym nie myslalam...
OdpowiedzUsuńZazdroszcze Ci Kasiu lyzek produkcji taty :)
Kurcze, te listki szalwi w farinacie wygladaja slicznie!
Aniu, placki specyficzne, ja lubię i moi znajomi też zasmakowali, ale już on nosem podkręca.
OdpowiedzUsuńA owszem skale u na bardzo popularne pod dachem. A tak tata jest cool. Ma mało czau, ale jest gotów zrobić każdą największą nawet głupotę z drewna.
Narzeczona, zrobiłam farinatę wg Twojego wpisu; muszę jeszcze z nią poćwiczyć (placki mimo porządnego naoliwienia dość mocno trzymały się blachy, nieco popękały i jak na mój gust wyszły trochę za suche), ale smakowo jak najbardziej w moim guście :)
OdpowiedzUsuń