Lato przyszło niespodzianie. Bezszelestnie tak, że prawie go nie widać. Za oknem wietrznie. Słońce ściga się z chmurami. Kwieciste sukienki smutno wyglądają z szafy. Powoli tracą nadzieję na upalny czas. Sandały wciągane na przekór, zimno przynoszą paluszkom. Za to zioła na niby balkonie zachłystują się wilgocią i rosną jak szalone. Nie nadążam z obrywaniem czubków. Warzywa na straganie coraz większe. Młode? Już nie takie młode fasole, cukinie, kalafiory krzyczą do mnie z plastikowych skrzynek. Muszą poczekać. Chwytam szybko buraki za dorodną nać. Niedługo już jej nie będzie. Robię drożdżową tartę z botwinką. Kolejną. Całkiem inną. I marzę o prawdziwym lecie.
A dziś wyszło prawdziwe słońce, więc zapraszam Was nieśmiało na blog tygodnia, którym jest mój Kruchy Spód.
A dziś wyszło prawdziwe słońce, więc zapraszam Was nieśmiało na blog tygodnia, którym jest mój Kruchy Spód.
To przepis będący połączeniem moich dwóch kulinarnych miłości tart i ciasta drożdżowego. W oryginale z jakimś innym zielskiem nierosnącym w kraju nad Wisłą. Pomyślałam, czemu by nie spróbować z botwinką. Inna propozycja na tartę z botwinką tu. Proporcje na jedno duże ciasto około 25cm średnicy. Ja robiłam z połowy porcji
Ciasto:
-250g mąki
-1/2 paczuszki suszonych drożdży lub 9-10g drożdży świeżych
-1 łyżeczka cukru
-50g miękkiego masła
-100ml wody
-1 łyżeczka pieprzu i soli
-ew. jajko
Nadzienie:
-500g posiekanej botwinki
-100g czarnych oliwek bez pestek
-70g małych rodzynek
-70g orzeszków pinii
-1 łyżka kaparów
-1 ząbek czosnku
-3 łyżki posiekanej natki pietruszki
-oliwa
-sól, pieprz
W misce rozpuszczamy drożdże i cukier w 100ml letniej wody. Zostawiamy na 10 minut, w tym czasie powinno się spienić. Dodajemy mąkę, przyprawy i masło. Zagniatamy gładkie i elastyczne ciasto. Wyrabiamy przez 7-10 minut. Odstawiamy przykryte wilgotną ściereczką na godzinę.
Gdy ciasto wyrasta przygotowujemy farsz. W rondlu rozgrzewamy 4 łyżki oliwy, wrzucamy posiekany czosnek i gdy zacznie pachnieć botwinkę. Smażymy, aż zmięknie, a cały płyn wyparuje. Dodajemy oliwki, kapary, rodzynki, piniole i natkę. Doprawiamy. Chwilę dusimy. Zdejmujemy z ognia i studzimy.
Wyrośnięte ciasto chwilę wyrabiamy. Dzielimy na pół. Formę do tarty smarujemy masłem. Rozwałkowujemy obie części ciasta. Jedną wylepiamy formę i brzegi. Na ciasto wykładamy ostudzone nadzienie i przykrywamy drugą połową ciasta. Zlepiamy brzegi obu części. Nakłuwamy widelcem. Odstawiamy do wyrastania na 30-40 minut.
Nagrzewamy piekarnik do 200 st. C. Ciasto przed piezeniem smarujemy jajkiem i pieczemy przez 45 minut.
Jaka piękna tarta! Musi być przepyszna, takie smakowite zdjęcia,mniam:)
OdpowiedzUsuńLecę czytać :)
A wiesz, u mnie gorąco, upał, u Ciebie tez na pewno będzie słoneczko.
Pozdrawiam:)
Tarta bardzo apetyczna. Przeczytałam, bardzo fajnie się czytało. Gratuluję :)
OdpowiedzUsuńciekawe nadzienie, fajne polaczenie smakow :) musi byc pysznie.
OdpowiedzUsuńAptycznie! Bardzo apetycznie! Przeczytałam i wiem, że to właściwy blog na blog tygodnia :) Gratuluję !
OdpowiedzUsuńPyszna tarta i gratuluję:**
OdpowiedzUsuńGratuluję bloga tygodnia, przeczytałem, świetny pomysł z tą restauracją, gdzie będą pracować ludzie z kłopotami psychicznymi.
OdpowiedzUsuńZe zdrowiem OK, jedynie stresy
w korporacji. To może ja na zmywak
i od PR. Znajomy muzyk z gitarą też się pisze.
Ładnie wygląda, ale ja tak lubię zupę z botwinki, że szkoda by mi było tego do tarty, która nie wiem, czy by mi smakowała. ;]
OdpowiedzUsuńGratuluję bloga tygodnia!
Majanko: a i u mnie w końcy niczego sobie.
OdpowiedzUsuńNobleva: to się cieszę.
Marto: zaskakująco, ale całkiem to udane połączenie. Próbowałam też z mieszanką szczaw-szpinak.
Szarlotku:Dziękuję
Olciaky: ;-)
Ryszard, Ryszard i co ja mam powiedzieć. Może receptę?
Dwie... i dla muzyka oraz po kawałku tarty.
OdpowiedzUsuńKasiu gratuluje serdecznie , baardzo sie milo czytalo:D
OdpowiedzUsuńTarta drozdzowa+ciekawe nadzienie, brzmi pysznie:)
A u mnie deszcz na przemian z goracym, dusznym powietrzem, jutro ma byc tylko goraco:) I mam zamiar zalozyc sukienke. Usciski!:)
Gratuluję Pani blogu tygodnia.
OdpowiedzUsuńA może książka kucharska teraz?
Te Pani historyjki są interesujące.
Fajnie się czytało wywiad z Tobą. Odniosłam tylko wrażenie, że jesteś za skromna! Blog jest cudowny, przepisy rewelacyjne, a zdjęcia smakowite:) Pzdr Aniado
OdpowiedzUsuńKasia, gratuluje wywiadu - wreszcie wiem skad sie wzial ten kruchy spod :-)
OdpowiedzUsuńBotwinka za mna lazi i to w wersji z kruchym wlasnie...
Gratuluje! A tarta wyglada mega pysznie. Dobrze, ze wysialam sobie botwinke na tarasie :)
OdpowiedzUsuńMusi smakować znakomicie, botwinkę uwielbiam, ale z orzeszkami gorzej, nie mogę ich nigdzie dostać. Gratuluję bloga tygodnia! Z podziwem obserwuję i czytam Wasze wpisy o kolejnych bochenkach:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam słonecznie:)
Patrycja ja też w falbany dziś przyodziana.
OdpowiedzUsuńAnonimowy: dziękuję. Choć mówisz jak moja mama.
Dajda: A ja zupy botwinkowej właśnie nie cierpię, uuh
Lepszysmak: Skromność? Pozory ;-)
Basia: A widzisz to wyjaśniłam. To rób na kruchym, ja już trzy botwinkowe pokazywałam. I o dziwo żadnej szpinakowej
Majka: I urosła? A duże skrzynki miałaś?
Piegowata: orzeszki są w supermarketach Kresto ma nawet w ofercie. A u mnie i na targu są, w cenie zaporowej ale co zrobić. Chce się prowadzić bloga kulinarnego panie tego, to nie ma przebacz. Spodni nie kupię, a orzeszki będą.
Przeczytałam wywiad z zainteresowaniem i prawdziwą przyjemnością :) Tarta bardzo mi się podoba, tym bardziej, że podzielam Twoją miłość do ciasta drożdżowego :)
OdpowiedzUsuńMam pytanie z innej beczki a zarazem ogromną prośbę czy mogłabys mi podac informacje na temat twojego kamienia do pieczenia chleba to znaczy jaki to rodzaj kamienia i jaka ma grubosc bo bardzo bym chciała taki sobie zamówic u kamieniarza:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAmatorko quinoa( czy wiesz że jest czarna i czerwona quinoa?) to miło.
OdpowiedzUsuńAnonimie (przdstaw się proszę) kamień to granit o jak najdrobniejszej strukturze, mógłby być też bazalt, ale chyba niedostępny komenrcyjnie. Grubość 11 mm, lepszy byłby grubszy gdzieś z 15, ale nie ma. 2 cm już jest za ciężki, przynjamniej na moje ramionka. Acha nasz pękł był po jakims czasie, nasza wina, różnica temperatur, ale to nie przeszkadza piec. Acha kamieniarze zwykle oporni w tych zam ówieniach, bo im się nie oþłaca. W stolicy zdzieraja po 100 zł, a pod częstohową wysyłkowo mieliśmy 2 za 75 wraz z przesyłką. Warto szukać.
Bardzo dziekuję za informacje, od dłuzszego czasu rozgladam sie własnie za jakimś kamieniem ale te które sa w sprzedaży sa malutkie i jakos mnie nie przekonują.Gratuluję wyróżnienia jako blog miesiąca! Pozdrawiam miłego dnia:)
OdpowiedzUsuńKasieńko, gratuluje bloga tygodnia!!! Weszłam sobie jak zwykle na gazetę a tam TY:)-bardzo miło. Świetny wywiad. Jak widzisz zgodnie z sugestią postanowiłam rozwinać aktywność poza esemesową :) komentarz dotyczacy Twojego czekoladowego tortu czeka pod wywiadem. Niech żalują Ci którym nie dane było spróbować...Buziak.
OdpowiedzUsuńAśka
To mi wygląda na absolutnie trwałe uzależnienie :)
OdpowiedzUsuńGratuluje bloga. Zasłużył na wyróżnienie...
Gratuluje wywiadu! Milo sie go czyta :)
OdpowiedzUsuńA tarta bardzo oryginalna, tylko botwinki u mnie nadal brak :/
Pozdrawiam!
Moniu do usług.
OdpowiedzUsuńAsieńko...
Pinios, ale na odwyk nie idę. Nie idę i już.
Bea: Serio? Zrób ze szpinakiem albo escarolą ( u nas nie ma ;-((
Trzeba miec szczescie, by ja dostac ;) A teraz jeszzce za wczesnie, wszyscy bardzo sie dziwia gdy pytam o botwinke na targu; dla nich buraki to dopiero na jesien przeciez ;))
OdpowiedzUsuńBeo, kiedys pisałas że nie ma u was botwinki i tak sobie pomyśłama, mogłabys sobie w domu w skrzynkach zasadzić. Mysl ta stąd, że wyrosły mi pierwsze buraczane kiełki, to takie mikrusie botwinki w koncu. Jakby co podeslę nasiona, choć mają niekontrolowaną siłę kiełkowania ;-)
OdpowiedzUsuń