
Lubię podążać smakowitym szlakiem. Znaleźć dokładnie to
coś o czym czytałam w książkach. Zjeść
śniadanie takie jak w soboty jadał neurotyczny bohater. Umówić się na spotkanie z siostrą tam, gdzie bohaterka komedii spotkała swoje przeznaczenie. Te same
kwiaty wsadzić do koszyka. Spróbować chleba, który upiekł ten
piekarz. Zdarza mi się złazić pół miasta w poszukiwaniu właśnie
tych bułek czy croissantów. Nowy Jork to miasto utkane z kulinarnych ścieżek. Jedna z nich prowadzi na targ.

Wśród wysokich budynków Manhattanu u zbiegu ruchliwych Broadwayu, Czwartej Alei i 14 ulicy trzy razy w tygodniu pojawia się targ. Pod ziemią hałasują pociągi metra, na powierzchni przelewa się wielonarodowościowy tłum. Na placu Union Square rozkładają się stragany farmerów, ogrodników, piekarzy, domowych przetwórców i cieszą oko kolorowym dobrodziejstwem natury. Od jakiegoś czasu królują w tej okolicy produkty
eco i
organic. W tym roku doszły do tego hasła
local food. Zbytecznie. Wiadomo, że Nowy Jork otoczony jest zielonym New Jersey, zwanym
Garden State z powodu licznych farm i sadów. To właśnie stamtąd pochodzi większość sprzedawanych artykułów. Lubię wybrać się z płócienną torbą na spacer wśród straganów. Wraz z wysportowanymi mieszkańcami gigantycznej metropolii przebierać bakłażany i robić własne mieszanki sałat. Próbować serów i jabłek. Szukać inspiracji do domowej spiżarni.

W dłoni obowiązkowo trzymam kubek gorącego
apple cider. Cider to wyciskany na zimno sok, najczęściej z jabłek. A jabłka w New Jersey są wyjątkowe. Istnieją też, moim zdaniem mniej udane, wersje gruszkowe i z czerwonych owoców. Jabłkowy z cynamonem, imbirem, goździkami, wanilią nie ma sobie równych.

Na Union Square nie może zabraknąć i dobrego pieczywa. Swój stragan ma tu obowiązkowo piekarnia Daniela Leadera
Bread Alone. Pięknie nacięte, zakwasowe bochenki kuszą oko. Smak nie rozczarowuje. Ostatnia propozycja WP to właśnie jeden z chlebów Daniela Leadera.
Panmarino, włoski chleb z rozmarynem. Dziś w
GSz mój chleb, a niebawem podsumowanie piekarni. Zapraszam.

Mmm, uwielbiam targi ;) A ten cider to taki bezalko?
OdpowiedzUsuńCudne, kolorowe zdjęcia! Uwielbiam targi i chętnie bym spróbowała tych czerwonych ziemniaczków.
OdpowiedzUsuńTak chodzić, szperać, wyszukiwać, wynajdywać, oglądać, podziwiać, zapachy zbierać, obrazy utrwalać, w odgłosy się wsłuchiwać... też lubię :)
OdpowiedzUsuńI jak w końcu trafię do Londynu, to wiem co między innymi obejrzę :)
Ależ bym chciała pojechać do NY! Lubię go w "Masz wiadomość" z Tomkiem H. i Megi R.- jest tam taki... przyjazny :)
OdpowiedzUsuńCzy jak powiem, że chleb wygląda cudnie, to będę się powtarzać? ;)))
Ptasiu: ten cider to bezalkoholowy jest. Nie wiem skad nazwa.
OdpowiedzUsuńAniu, prawda w takich kolorach, az przyjemnie sie robi zakupy
Amarantko, w Londynie i ja nie byłam wyobraź sobie
Oko: a ja tez o tym filmie miedzy innymi myslalam. A chleb akurat z tych nieudanych (i tu robie taka mine, jakby to ja opisac, no taka mine ze ty mi nie dowierzasz, a ja naprawde tak mysle, jak taka mine nazwac?)
Ta mina się nazywa: "serio, serio!" ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie targi i jestem mile zaskoczona , ze w NY tez mozna cos takiego spotkac :)
OdpowiedzUsuńAch, zazdroszczę wizyty na takim targu:) Uwielbiam targi!
OdpowiedzUsuńTaki targ to poezja dla zmysłów. Dzięki Twoim zdjęciom przeniosłam się tam chociaż na chwilę. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPewnie gdym trafila na ten targ, to bylabym zachwycona i polubilabym Nowy Jork, a tak to tylko pozostaje mi wspomnienie o dounats :-D
OdpowiedzUsuńBasia: Oj to musisz ty tam pojechac. Multi kulti w najlepszym wydaniu. Ja uwielbiam NY. Nawet moj sceptyczny zazwyczaj On byl zachwycony.
OdpowiedzUsuń