Tymczasem w niedzielę zostałam z ostatnim kawałkiem owej polędwicy-prezentu. Nieopatrznie została zamrożona w jednym kawałku i w takimże kawałku została rozmrożona. Korzystałam z różnych narzędzi w domu i jak dotąd nie opracowałam sposobu na dzielenie zamrożonego mięsa. W ogóle przyznaje, że nie jestem fanką mięsa, a w zasadzie jego przygotowywania. Skojarzenia mam dość jednoznaczne. Kulki (wiem, znowu kulki, ale to po prostu kształt doskonały, jak mawia mój On) mnie urzekły. Tajskie. I wszystkie składniki miałam w domu;-) Miniaturowe, aromatyczne mielone wraz z ryżem i sosem wypełniły nasze poniedziałkowe lunch boxy.
Wysokie Obcasy nr 13 lutego
-400g mielonej wołowiny
-pęczek natki kolendry posiekany
-1 spora dymka pokrojona w kosteczkę
-1 jajko
-2 łyżki sosu rybnego
-2 łyżki czerwonej, tajskiej pasty curry
-1 zmiażdżony ząbek czosnku
-trawa cytrynowa
-mąka ziemniaczana do obtoczenia
-olej do smażenia
Wszystkie składniki dokładnie wymieszałam. Uformowałam kulki, obtoczyłam w skrobi ziemniaczanej. Smażyłam na oleju aromatyzowanym liśćmi limonki kaffir na złoto. Zjedliśmy z ryżem jaśminowym i sosem.
sos:
-sok z cytryny
-2 łyżki sosu sojowego
-1 łyżka brązowego cukru
-2 łyżki sou rybnego
-kawałek tartego imbiru
-posiekane marynowane chili
Poniedziałkowy wieczór i noc spędzałam poza domem. W domu został On. Oddaję mu głos:-400g mielonej wołowiny
-pęczek natki kolendry posiekany
-1 spora dymka pokrojona w kosteczkę
-1 jajko
-2 łyżki sosu rybnego
-2 łyżki czerwonej, tajskiej pasty curry
-1 zmiażdżony ząbek czosnku
-trawa cytrynowa
-mąka ziemniaczana do obtoczenia
-olej do smażenia
Wszystkie składniki dokładnie wymieszałam. Uformowałam kulki, obtoczyłam w skrobi ziemniaczanej. Smażyłam na oleju aromatyzowanym liśćmi limonki kaffir na złoto. Zjedliśmy z ryżem jaśminowym i sosem.
sos:
-sok z cytryny
-2 łyżki sosu sojowego
-1 łyżka brązowego cukru
-2 łyżki sou rybnego
-kawałek tartego imbiru
-posiekane marynowane chili
"Tym razem postanowiłem oszczędzić domowe frykasy zrobić coś prostego, z niewielkiej liczby składników. Gotowanie dla siebie samego to niewielka frajda, więc żal i było tych kilku krewetek i zielonej papryki co zostały.
Ryż smażony z jajkiem, czyli jajecznica ze szczypiorkiem
Egg fried rice
The key to chinese cooking Irene Kuo
The key to chinese cooking Irene Kuo
Ilość wystarcza na lekki posiłek dla 4 (robiłem ok 1/3 porcji)
-4 duże jaja
-2 łyżeczki soli (dałem mniej i nie żałuję)
-6 łyżek oleju (był akurat ryżowy)
-3 i pół szklanki ugotowanego długoziarnistego ryżu (1 szk. suchego)
-2 duże całe dymki poszatkowane grubo (dałem jeden szczypior z dymki i niewielki kawałek cebuli (zostało nam raptem 1.5)
1. Ubij jajka z 1/2 łyżeczki soli. Przygotuj ryż i dymki
2. Rozgrzej wok lub ciężką patelnie na dużym ogniu. Daj 3 łyżki oleju zamieszaj, grzej 30 sekund, lecz nie pozwól, by olej zadymił (mój zadymił, ale zrzucam to na słaby palnik). Wlej jajka i gdy tylko podniosą się na brzegach popchnij masę łyżką na tył patelni przechylając ją jednocześnie do siebie; dzięki temu jajka spłyną na wolną i gorącą część patelni. Powtórz to kilka razy, aż całe jajko będzie ścięte, lecz wciąż miękkie i puchate. Idea jest taka, żeby szybko ściąć jajko na dużym ogniu, pozwolić mu się napuszyć na dużej powierzchni, a nie zrobić twardego kapcia. Wyłóż jajka na talerz.
3. Przetrzyj woka daj 3 łyżki oleju. Ogień cały czas duży! Wcześniej delikatnie rozdrobnij wilgotnymi rękami ryż, teraz wrzuć go na woka i smaż mieszając, przewracając tak, żeby pokryć olejem każde ziarnko osobno (jeśli Ci się skleiły to źle!). Dodaj soli (dałem mniej niż w oryginale, choć nie z braku) mieszaj 1 minutę. Dodaj jajka i połącz oba składniki, kawałki jajka powinny być jednak sensownej wielkości (załóżmy, że 30mm/30mm to przyzwoita wielkość). Dodaj szalotkę (dałem jeszcze trochę kolendry bo zaczyna ponuro więdnąć), ostatnie kilka obrotów i przekładasz ryż z jajkiem na gorące talerze. Voila!"
Wtorek zaskoczył nas śniegiem. A na obiad bez niespodzianek. Był ryż. I lekka japońska zupa.
-2 i 1/2 dashi (bulionu o którym pisałam tutaj)
-1/2 łyżeczki soli
-1 łyżka jasnego sosu sojowego
Do podania:
-4 średnie krewetki
mały kawałek wakame (wodorosty: undaria pierzastodzielna, undaria pierzasta)
-cytrynowa skórka
Obieramy krewetki z pancerzyków, zostawiając ogonek. Myjemy, osuszamy, lekko solimy i obtaczamy w skrobi kukurydzianej. Wrzucamy do wrzątku na 2 minuty.
Wodorosty wakame moczymy w zimnej wodzie przez 20 minut. Kroimy na kawałki 2 i pół centymetrowej długości.
W garnku podgrzewamy bulion dashi na wolnym ogniu, nie można doprowadzić do wrzenia! Powoli dodajemy sól, czekamy, aż się rozpuści. Dodajemy sos sojowy, kosztujemy.
Do miseczek wlewamy wrzątek i zostawiamy na 2 minuty. Wylewamy. W każdej misce układamy ładnie po dwie krewetki i wodorosty. Zalewamy gorącą zupą do 3/4 wysokości miski, nigdy do pełna. Podajemy przybrane cytrynową skórką z miską japońskiego ryżu. Ot i tyle!
Godpodarno Wy naprawdę macie TO wszystko w domu??? Nie robisz ukradkiem zakupów? :))
OdpowiedzUsuńPoczekam poczekam nie martw się i tak nie mam już dobrego światła do zdjęć. Szarzyzna i mnie dopadła ech...
No wiesz;-)
OdpowiedzUsuńMy po prostu jemy jak ptaszki i tak się zbiera.
To dobrze żeś taka perfekcyjna i zaczekasz ;-) Złota. Całusy.
Bożee, jaka ta zupa piękna!:)
OdpowiedzUsuńNarzeczono, jesteście wielcy!
Kulki są cudne, u mnie też dziś kulki były tylko nieco inne:)
Uściski!
Ja nie wiem co się Tobie z tą perfekcyjnością tak wzięło :) Może Ty mnie mylisz z kimś innym?? :)))))
OdpowiedzUsuńZaadoptujecie mnie? Tylko ja posagu nie wniosę żadnego :D
Kulki, kulki do zapisania! A z tym, że masz dość, Cię rozumiem. Wczoraj tak huknęłam na kolejnego pana, który tarasował przejście (śnieżny tunel wykopany na przystanku). że...
OdpowiedzUsuńA mięso zamrożone M kroił niedawno piłką ręczną. Tą samą, którą kupiliśmy, by podzielić 9 kg szynkę z Makro.
Witam ciepło w ten chłodny poranek. Z przyjemnością czytam kolejne posty nt. tygodnia bez zakupów. Mając w pamięci obraz swoich poupychanych zapasów w szafkach i marudzenie, że nie mam miejsca w zamrażarce na kolejne składniki - coraz bardziej skłaniam się do wprowadzenia takiego tygodnia/tygodni u siebie. To świetny sposób na wykorzystanie nagromadzonych produktów i pozbycia się niewesołych myśli, że nie mam co na obiad zrobić, choć szafki pełne :/ Dziękuję za inspirację i rosnącą mobilizację do wcielenia akcji w swoim domku. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie kulki są do przygotowania, bardzo mi się podobają. Mój też by się zachwycał - nie wiem czemu faceci mają jakieś specjalne upodobanie do kulek???
OdpowiedzUsuńBliny przygotowuje bardzo prosto. W sporej misce mieszam trzy rodzaje mąki, wodę, mleko, roztopione masło, drożdże, sól, cukier i żółtka jajek. Miskę przykrywam folią spożywczą i ustawiam na kaloryferze. Po około 60 minutach masa podwoi swoją objętość, to znak, że jest gotowa do smażenia. Ubijam, więc białka jajek, łączę delikatnie, ale bardzo dokładnie z masą na placki. Bliny smażę partiami na mocno rozgrzanej patelni teflonowej bez tłuszczu. Układam wszystkie usmażone na talerzu i pozwalam im wystygnąć. Gdy są zimne polewam delikatnie oliwą, układam na każdym placuszku kawałek sera, suszonego pomidora, natkę pietruszki, oliwkę i kapara. Tak przygotowane nadają się rewelacyjnie do zjedzenia o każdej porze dnia i nocy.
OdpowiedzUsuńGospodarna :) zupka mi się strasznie podoba! :) my akurat obecnie też bez zakupów, bo na sama myśl o mokrych sklepach i paskudnych torbach robi mi się słabo :) ale muszę przyznać, że krewetek nie mam ;p
OdpowiedzUsuńPatrycjo: Zupa specyficzna, ale On wielbiciel japońskiej twierdzi, że pyszna. Ja jestem bardziej tajska, On bardziej japoński. Tak to u nas jest.
OdpowiedzUsuńPolka: wzięło się wzięło. Z zazdrości ? ;-) Ale zawsze chętnie przyjmiemy w adopcję. Sami też bez posagu.
Ptasia: wiem, ale piły on wywiózł, ale obiecał że przywiezie. Bo młotek i tasaczek do kitu. A kulki były git.
Caracordata: dziękuję za miłe słowa, to nas z kolei inspiruje
Ania: co do kul ja bym ci powiedział, ale nie wypada ;-)
Gwiazdko ;-) No blina dobra rzecz.
Paulina: Zupa ciekawa, że tak powiem.
Rozumiem. Ja natomiast nie mogę się zdecydować czy jestem bardziej tajska czy japońska. Chyba pół na pół;)
OdpowiedzUsuńSpecyficzna, specyficzna. Dobra była i tyle. Tylko że żona czasem marudzi na glony (nie wiedzieć czemu). W tej zupie były akurat mało inwazyjne. Jeśli będziecie ją kidykolwiek robić uważajcie doprawiając. Podane za przepisem ilości soli i sosu sojowego mogą być za duże zwłaszcza, że to ma być japoński jasny sos sojowy, a on jest znacznie słońszy. Aha, no i w sekrecie, też mamy dość niebieskich miseczek:)
OdpowiedzUsuńMi glony nie przeszkadzają, nie-e.
OdpowiedzUsuńDość takich ślicznych miseczek??
Hmm..(alejakto:)
Maja niezmiennie niebiski kolor:D Niezmiennie. A żółta zupa w niebieskiej misce wyglada zawsze zielono:)
OdpowiedzUsuńAaa. I wszystko jasne:)
OdpowiedzUsuńNie można zazdrościć :P
OdpowiedzUsuńMożna ;-)ale ja to z racji zawodu mówię.Nie można siędo tego nie przyznawać.
OdpowiedzUsuńpodziwiam, podziwiam! bez zakupów takie cudeńka... to ja chyba jestem maniakiem zakupowym...
OdpowiedzUsuńKolejne rarytasy :)
OdpowiedzUsuńA ja sobie od czasu do czasu robie takie kotleciki z piersi kurczaka - ze swiaza kolendra i roznymi 'orientalnymi' przyprawami; i potwierdzam - bardzo praktyczne do lunch-boxu gdyz i na zimno fajnie smakuja :)
Pozdrawiam!