Idea local food jest bardzo piękna. Jakże ekologicznie byłoby jeść tylko to, co wyhodowane, wyprodukowane w promieniu sto kilometrów od mojego domu. Byłoby to szlachetne i zarazem nudne. Kibicuje z daleka local foodowi, a sama uganiam się za egzotycznymi składnikami. Lubię odtworzyć jakieś danie, które jadłam w podróży. Staram się użyć dokładnie takiego składnika jak wymieniono w przepisie. Chcę poczuć to, co autor miał na myśli mówiąc: delicieux. Jadę w zagraniczne odwiedziny i robię listę zakupów. Jadalnych pamiątek, które na chwilę pozwolą mi cieszyć się niedostępnym u nas smakiem. Do perfekcji opracowałam przewóz towarów spożywczych. Na lotnisku zwykle patrząc na wagę wzdycham ze smutkiem: To mogłam jeszcze wziąć kilo trzydzieści. Kiedy ostatnio jechałam do Beneluxu już na tydzień przed wyjazdem rozmyślałam, co by tu przywieźć. Rozmyślał i mój On, niezawodny w takich chwilach. I tak łaziłam po Brukseli szukając trzech rodzajów chińskich papryczek: Bo pamiętasz tam te wspaniałe orientalne delikatesy, tam na tej ulicy. A z Luksemburga wiozłam z pewnym obrzydzeniem... bacalhau.
Bacalhau to suszony, solony dorsz. Narodowy przysmak Portugalczyków, którzy tłumnie zamieszkują państewko nad Mozelą. Bacalhau sprzedawany jest w płatach, które z wyglądu przypominają stare wycieraczki. Za to zapach mówi wszystko. Suszona ryba po prostu śmierdzi. Wystarczy jednak kilka warstw folii i spokojnie można ją przewieźć między nowymi sweterkami z przeceny. A warto. Po odmoczeniu i przyrządzeniu bacalhau nie ma sobie równych. I niech mi nikt nie mówi, że można go zastąpić innymi lokalnymi rybami.
Z bacalhau podobno można przyrządzić tyle potraw, ile dni w roku. Gdy mieszkałam w Luksemburgu najczęściej jadłam Pasteis de Bacalhau: smażone kulki z suszonego dorsza, ziemniaków, cebuli. Moi mali portugalscy pacjenci uwielbiali je robić podczas zajęć z gotowania. A ja cieszyłam się ich radością i z rozczuleniem patrzyłam jak małymi łapkami formują koślawe kotlety. Będąc w Portugalii mogliśmy się przekonać, że miłość jej mieszkańców do suszonego dorsza nie ma sobie równych. W sklepach spożywczych, ogrodniczych i rzemieślniczych piętrzyły się sterty "starych wycieraczek", rozsiewając wokół wiadomą woń. A w miasteczku, w którym się zatrzymaliśmy odbywało się doroczne Festa do Bacalhau.
Massada de bacalhau to danie jednogarnkowe. Przaśne i syte. Zawiera wszystko to co charakterystyczne dla kuchni portugalskiej. Ryby połączono tu z mięsem. Danie nie zawiera prawie przypraw. Smak i aromat pochodzi z użytych, dobrej jakości składników. No i zabawa czytania przepisu w języku, którego się nie zna. Cebola Kto by pomyślał.
- 2-3 łyżki oliwy
-1 spory por pokrojony na plasterki, tylko biała część
-1/2 zielonej papryki
-1/2 czerwonej papryki
-1 niewielka papryczka chili
-150 g boczku
-800g bacalhau, waga po namoczeniu
-puszka dobrych pomidorów
-kieliszek białego wina
-2 szklanki wody
-pieprz
-makaron penne
Najpierw namoczyłam bacalhau w zimnej wodzie. Powinien się moczyćw zimnej wodzie, przez półtorej doby, przy czym co jakiś czas należy wymienić wodę, inaczej potrawa będzie zbyt słona.
W garnku rozgrzałam oliwę, wrzuciłam pory, pokrojone papryki i boczek. Dusiłam kilka minut. Dodałam pokrojonego na kawałki dorsza, bez ości, pomidory, wodę i wina. Gotowałam pod przykryciem około 30 minut. Ugotowałam makaron jak na opakowaniu. Gotową zupę doprawiłam pieprzem. Podałam z makaronem w towarzystwie wina. Proste, pyszne.
Z bacalhau podobno można przyrządzić tyle potraw, ile dni w roku. Gdy mieszkałam w Luksemburgu najczęściej jadłam Pasteis de Bacalhau: smażone kulki z suszonego dorsza, ziemniaków, cebuli. Moi mali portugalscy pacjenci uwielbiali je robić podczas zajęć z gotowania. A ja cieszyłam się ich radością i z rozczuleniem patrzyłam jak małymi łapkami formują koślawe kotlety. Będąc w Portugalii mogliśmy się przekonać, że miłość jej mieszkańców do suszonego dorsza nie ma sobie równych. W sklepach spożywczych, ogrodniczych i rzemieślniczych piętrzyły się sterty "starych wycieraczek", rozsiewając wokół wiadomą woń. A w miasteczku, w którym się zatrzymaliśmy odbywało się doroczne Festa do Bacalhau.
Massada de bacalhau to danie jednogarnkowe. Przaśne i syte. Zawiera wszystko to co charakterystyczne dla kuchni portugalskiej. Ryby połączono tu z mięsem. Danie nie zawiera prawie przypraw. Smak i aromat pochodzi z użytych, dobrej jakości składników. No i zabawa czytania przepisu w języku, którego się nie zna. Cebola Kto by pomyślał.
- 2-3 łyżki oliwy
-1 spory por pokrojony na plasterki, tylko biała część
-1/2 zielonej papryki
-1/2 czerwonej papryki
-1 niewielka papryczka chili
-150 g boczku
-800g bacalhau, waga po namoczeniu
-puszka dobrych pomidorów
-kieliszek białego wina
-2 szklanki wody
-pieprz
-makaron penne
Najpierw namoczyłam bacalhau w zimnej wodzie. Powinien się moczyćw zimnej wodzie, przez półtorej doby, przy czym co jakiś czas należy wymienić wodę, inaczej potrawa będzie zbyt słona.
W garnku rozgrzałam oliwę, wrzuciłam pory, pokrojone papryki i boczek. Dusiłam kilka minut. Dodałam pokrojonego na kawałki dorsza, bez ości, pomidory, wodę i wina. Gotowałam pod przykryciem około 30 minut. Ugotowałam makaron jak na opakowaniu. Gotową zupę doprawiłam pieprzem. Podałam z makaronem w towarzystwie wina. Proste, pyszne.
Rekomendacja owego bacalhau bez wątpienia... ciekawa. Lubię takie kontrasty - wydaje się być okropne, a tak naprawdę smakuje świetnie. Danie zresztą też mi się podoba - bardzo kolorowe, pozytywne. I te talerze - jakby na przekór Twoim słowom o regionalnej kuchni. ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A talerze zupełnie nieregionalne. Ja lubię kuchnie regionalne, tylko niekoniecznie z regionu w którym aktualnie się znajduję.
OdpowiedzUsuńPamiętam tego dorsza z supermarketu w Peniche :), ale nie jadłam (niestety, ze względu na niski budżet wyjazdowy w Portugalii byliśmy tylko raz w restauracji). A suszone ryby chyba wszystkie śmierdzą...
OdpowiedzUsuńCiekawe, czemu akurat w Luksemburgu tylu Portugalczyków?
Ooo, i pojawił się ten aromacik :) I smaczny był mówisz? Hmmm, jeszcze nigdy go nie jadłam, ciekawa jestem go ogromnie :)
OdpowiedzUsuńA talerze rzeczywiści super :)
No i zakochałam się w tekście: "Ja lubię kuchnie regionalne, tylko niekoniecznie z regionu w którym aktualnie się znajduję." hihihi dobre
Uwielbiam Pasteis de Bacalhau! I niesttey tak jak piszesz - wielu skladnikow nie da sie zastapic; znaczy mozna, oczywiscie, ale smak niestety nie bedzie juz ten sam. Masz racje kupujac tego typu produkty u zrodla, wszak to tam sa najlepsze! I skoro Ty tam wtedy bylas, to jest to 'local food' ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ptasiu, też mam we wspomnieniach wyjazdy niskobudżetowe. CZemu tylu tam Portugalczyków: z tego samego powodu z jakiego tylu Polaków w Irlandii i Wielkiej Brytanii.
OdpowiedzUsuńA ten dorsz cztery razy tańszy niż w La Maree
Tili: talerze niestety mam w jednoosobowym zestawie, ale też je uwielbiam
Beo, skoro Ty mówisz 'local' to 'local'. A tak swoją drogą to i tak większość dorsza poławia się u wybrzeży Norwegii. Nawet ten portugalski jest w istocie Norweski.
No pewnie ze tak; ja ryby jadam rozne, nie tylko 'tutejsze' (choc fakt, jadam je stosunkowo rzadko). To co tutaj jest produkowane - jadam tutejsze, jednak nie mozna przeciez na 100% 'zamknac' sie na wszystko, co nie jest lokalne; tak jak piszesz - bylo by nudno :)
OdpowiedzUsuńBeo ;-) Z rybami to w ogóle największy kłopot. Ryby nie lubią podróżować drogą lądową. Taki bacalhau jest w sumie dobrym rozwiązaniem.
OdpowiedzUsuńI jakim pysznym na dodatek! :))
OdpowiedzUsuńJa oczywiscie korzystam z uprzejmosci 'uczniow' i to od nich sie stoluje takimi specjalami ;)
Uwielbiam takiego dorsza. w Portugalii jadłam go i jadłam i nie miałam dość ! :) A rzeczywiście korzystanie tylko z tego, co mają do zaoferowania lokalni dostawcy, byłoby baaaardzo trudne! No bo skąd na przykład miałabym wziąć takiego dorsza na Mazowszu? ;)
OdpowiedzUsuńDragonfly: No na Mazowszu to można go akurat zamówić w sklepie internetowym: http://www.lamaree.pl/
OdpowiedzUsuńNiestety cena jest czterokrotnie wyższa od tej w Luksemburgu. Podejrzewam, ze w Portugalii jest jeszcze taniej. Próbowalismy suszyć dorsza sami, ale nie wyszło tzn dorsz wisi, ale chyba to nie to.
Ale podoba mi sie ten wpis :-) jedzeniowe pamiatki, fajnie opisala wszystko! Przydala by sie taka dodatkowa kieszen w walizce i ze 3 kg ektra, co?
OdpowiedzUsuńCzyli co Kasiu, mam zapamietac ze jadac do Portugalii nalezy patrzec za bacalhau - robi sie :-) i mowisz, ze w sklepach spozywczych, ogrodniczych i rzemieslniczych...
Basiu, no nie tylko za bacalhau. Owoce morza, wszelkie ryby. Pyszna zupa z zielonej kapusty, porto, kawa i słodkości...I pewnie wielu nie jadłam, choć była to dość kulinarna wyprawa
OdpowiedzUsuńTak mnie zaintrygował ten rzeczony suszony, że zapytam, czy to to samo co sztokfisz?
OdpowiedzUsuńNo wlasnie zgadzam sie z Narzeczona, ze akurat suszenie dorsza i ryb w ogole wymyslili przeciez po to, zeby ci z glebi ladu tez mogli rybki od czasu do czasu sprobowac ;)) Wiec takie ryby jak najbardziej do nas powinni sprowadzac. Pozdrawiam serdecznie zreaktywowana Narzeczona ;))
OdpowiedzUsuńBelgio a ja oczywiście u was kupiłam tego dorsza. Na Midi rzecz jasna.
Usuń