Od dawna już noszę się z zamiarem zamieszczania tutaj recenzji odwiedzanych przeze mnie lokali. A nuż komuś się przyda. Niestety mam tę właściwość, że jak jem to jem. Nie rozmawiam, nie robię zdjęć czy notatek, po prostu JEM. Ewentualnie wyjadam z talerza mojego partnera No daj popróbować. Bardzo się cieszę, że mam już za sobą randki, pierwsze spotkania i romantyczne wypady, kiedy to zamiast zatopić widelec w daniu musiałam odpowiadać na mnóstwo nudnych pytań ( raz byłam nawet o zgrozo punktowana -arka o tak! -atra o nie!), tudzież udawać, że nie jestem łakomczuchem. A przecież nim jestem. Na szczęście mój On rozumie to doskonale. Zawsze pozwala wybierać dania z samego dołu karty i nigdy na Czy podać państwu kartę deserów? nie mówi Nie dziękuję. I gdyby ktoś spotkał nas w restauracji z pewnością stwierdziłby, że jesteśmy na zakręcie. Cóż wpatrzeni w talerze, mało się odzywamy. Za to po wyjściu potrafimy omawiać godzinami. Co było niezłe, co by ulepszyć, a gdyby tak dodać, niepotrzebnie zrobili...I chociaż niektórzy uważają, że nie wystarczy lubić jeść by mówić o jedzeniu, nie zamierzam się tym przejmować.
Na fali wrażenia, jakie wywarł na film "Trzy Gwiazdki" pokazywany podczas tegorocznego Food Film Fest w warszawskim kinie Kultura ustaliliśmy nawet własny system oceniania na miarę naszej ciągle smutnej kulinarnie ojczyzny. Panie i Panowie: żarłoczne duo przyznaje od dziś Opony Dębicy (nie jest to post sponsorowany, opony zimowe już zamówiliśmy):

Zachęcam do korzystania z naszej kategoryzacji, może wspólnie uda nam się stworzyć polski przewodnik światowej sławy;-))) Wyobrażam sobie uroczystość wręczenia opon, flesze, kamery i nieśmiertelne: Janie Debica!
Zaczynamy:


Złożyliśmy zamówienie i już za chwilę raczyliśmy się chlebem z masłem. Odnotowuje ten fakt, ponieważ chleb był całkiem dobry ( trochę za krótko zaczyn dojrzewał i niepotrzebnie go podgrzali- jak zawsze szczegółowy On, Chyba z Vincenta - dodałam), co bardzo, bardzo rzadko się zdarza. Dodatkowo On zapragnął dzbanuszka z wrzątkiem, które to życzenie pani spełniła bez szemrania i konsultacji z szefem ( bywało i tak).


Na przystawkę wzięliśmy: sałatkę z kalarepy z kaparami i czerwoną cebulą oraz pieczony szpik kostny z sałatką z pietruszki i grillowanym chlebem.
Sałatka niezwykle prosta, w sumie banalna, ale bardzo udana kompozycja. Cieniutko krojona kalarepa, kapary i piórka czerwonej cebuli w tajemniczym dressingu, którym okazał się sok z cytryny i oliwa. Udana. Do powtórzenia w domu, tuż po przyjściu On udowadniał mi przez pół godziny, że nie potrzebuję mandoliny by tak cienko pokroić kalarepę.
Szpik pyszny, tłusty, ale chyba zbyt gorący, bo On poparzył sobie dziób na kilka dobrych dni. Mankamentem był tym razem chleb, bo ten sam tylko podany w formie pieczonej, a przecież tyle jest rodzajów pieczywa. Niemniej danie udane prowokujące do rozważań Ale czym w domu przepiłować takie kości? No cóż spytajmy znajomego ortopedę.


Jeszcze słowo o deserach: czekoladowy fondant z malinowym purée był poprawny. No wiecie, każda z Was taki zrobi. Za to duży plus za zupę z węgierki na czerwonym winie z mascarpone. Ładne - idealnie równo pokrojone śliwki ułożone w dekoracyjną rozetkę, aromatyczne- słodycz wina z wanilią, pyszne Gdzie oni znaleźli takie dobre śliwki, pod Mirowską mówią? Nie wierzę! i przy tym polskie! Naprawdę miła odmiana w deserowej karcie polskich restauracji, w których nie wiedzieć czemu króluje crème brûlée i czekoladowy mus/fondant/suflet. Lubimy, ale ile można.
Całość plus kawa i po kieliszku wina około 270 PLN. Według mnie cena adekwatna do jakości i miejsca, na pewno wrócimy. Polecam głównie za obsługę, dobrej jakości składniki i prostotę. To nie haute cuisine raczej miejsce na niezobowiązującą kolację z bliską osobą, spotkanie z klientem czy lunch w grupie znajomych, ale warto.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony restauracji i FB-owego fun page'a. dziekuję obsludze za zgodę na ich wykorzystanie.
Dzięki za szczegółową recenzję; właśnie się tam wybieramy, ale z pewnym wahaniem, bo słyszeliśmy o kosmicznych cenach za l u n c h. A tu widzę ceny za porządny posiłek. Te policzki mnie kuszą ;)
OdpowiedzUsuńA oponki zamiast gwiazdek - strzał w dziesiątkę!
Byłam w tym miejscu kilka razy i zawsze wołowina była bardzo dobra.
OdpowiedzUsuńObsługa przyjazna i kompetentna.
W weekend obowiązkowo trzeba zarezerwować stolik!
P... Google zjadło mój komentarz. Wrrrr.
OdpowiedzUsuńPomysłowi przyklaskuję, będą też recenzje bez opon (doświadczenie typu bryndza vel klops)?
Co do PL wołowiny: miałam jechać na dwukrotną wycieczkę po Warmii, żeby ew. kupić hurtowo, ale w między czasie przetestowałam jeden sklep w stolicy (który działa też internetowo, jak chcesz, podam linka, bo jestem b. zadowolona - szczeg., że wysyłają do mnie :) i słuchaj, polski filet mignon spełnia normy. Nie mam porównania z Argentyną/USA, bo nie jadłam, ale jak to ujął M, jesteśmy w Europie i już nie będę płakać nad ladą w Kraju Salzburskim.
PS. Na co Szkutnikowi był ten wrzątek???
Przeczytałam menu na stronie i się obśliniłam, a jak dojechałam do brytyjskich deserów, olśniło mnie, z czym mi się to wszystko kojarzy - z gastropubami w UK, typu Harwood Arms w którym byłam w Londynie. Na pewno pójdę :)
OdpowiedzUsuńE, no super. Podoba mi się przyznawanie opon zamiast gwiazdek. Te policzki to chyba warszawska moda, ale przyznam, że bardzo smaczna.
OdpowiedzUsuńJadłam ostatnio
POLICZEK WOŁOWY Z PIECZONYM BURAKIEM I SOSEM MADEROWYM. PYCHOTA! i TOPINAMBUR Z SALSEFIĄ I ATRAMENTEM KAŁAMARNICY (dobre, ale nazwa boska!) w restauracji Tamka 43,
a tę Waszą też odwiedzę.
Genialny wpis, dzięki!
OdpowiedzUsuńAn-ano polecam więc szczerze.
OdpowiedzUsuńAmber, nie mówię że nie dobra, ale nie klasy światowej i chodzi mi polską, bo innej nie jadłam . A stolik to chyba nawet w tygodniu bezpieczniej zarezerwować.
Ptasia: ale sklep Befsztyk czy inny?
Anonimowy: Topinambur rozmarzyłam się, niestety nasz zjadł jakiś kret zanim się rozrósł.
No, Befsztyk, Befsztyk, skąd wiedziałaś :D?
OdpowiedzUsuńPS. I co z tym wrzątkiem?
Jestem zachwycona oponkami. Ten opis jest świetny. Po paru miesiącach sezonowego wegetarianizmu, mam wielką potrzebę mięsa. To miejsce dla mnie.
OdpowiedzUsuńKasiu liczę na więcej! Nie będe mogła się dopisać bo neistety robienie zdjęć w knajpach uważam za obciach. Tzn wstydzę się i mam tak jak Ty - jak jem to jem :)
OdpowiedzUsuńUściski@!