Pewnego sierpniowej nocy zbudził mnie telefon:
-...usia? Siedzimy tu w redakcji i dziobiemy.
-Hmmm-mruknęłam rozespana, zbliżał się dwudziesty i jak zwykle dziobanie w redakcji przybierało na sile
-Ja dziobię swoje, a koleżanka pisze artykuł o dyni.
-O dyni w sierpniu? - nastawiłam uszy ciągle śnięta
-No tak robimy listopadowy numer.
-Yyyy - wybałuszyłam oczy już bez oznak snu, moje plany sięgały najdalej przyszłej soboty
-I do czego jeszcze tę dynię można dodać?
-No jak to? Do wszystkiego! - krzyknęłam już całkiem rozbudzona
-...usia? Siedzimy tu w redakcji i dziobiemy.
-Hmmm-mruknęłam rozespana, zbliżał się dwudziesty i jak zwykle dziobanie w redakcji przybierało na sile
-Ja dziobię swoje, a koleżanka pisze artykuł o dyni.
-O dyni w sierpniu? - nastawiłam uszy ciągle śnięta
-No tak robimy listopadowy numer.
-Yyyy - wybałuszyłam oczy już bez oznak snu, moje plany sięgały najdalej przyszłej soboty
-I do czego jeszcze tę dynię można dodać?
-No jak to? Do wszystkiego! - krzyknęłam już całkiem rozbudzona
Z dynią jak z jabłkiem z wierszyka nadaje się do wszystkiego i Bea pewnie mi przyklaśnie. A ja za to wezmę udział w jej dyniowym święcie, po raz trzeci. A na dodatek pokażę wam, jak z tych samych składników (prawie) można przygotować cztery całkiem ciekawe dania. Dla was kucharze i blogerzy to nic nowego, ale może są jeszcze tacy, co nie wiedzą do czego dodać dynię. Zofio złota potraktuj to jak lekcję!
Składniki podstawowe:-1 kilogramowa dynia ( ja najbardziej butternut, hokkaido i inne o zwartym miąższu)
-1 szklanka semoliny lub mąki
-kilka łyżek oliwy
-garść orzeszków piniowych
-1 szalotka
-kilka gałązek tymianku lub garstka listków szałwii
-50ml nalewki ziołowej, wytrawnego sherry
-sól, pieprz do smaku
Dynię pokroiłam na kawałki, skropiłam oliwą i alkoholem, rzuciłam nań zioła, sól i pieprz i piekłam w 180 st.C przez godzinę pod folią aluminiową, pod koniec pieczenia folię zdjęłam.
Na pozostałej oliwie zeszkliłam cebulę. Orzeszki uprażyłam osobno na suchej patelni.
Danie I: tagliatelle z dynią
Składnik dodatkowy: 2 jajka
Z jajek i semoliny zagniotłam ciasto na makaron jak w tym przepisie. Pokroiłam na grube wstążki. Ugotowany wymieszałam z dynią pokrojoną na kawałki, szalotką i orzeszkami, doprawiłam solą i pieprzem. Posypanie parmezanem nie jest obligatoryjne.
Danie II: Czarne pierożki z dynią
Składnik dodatkowy: 2 jajka i atrament mątwy ( do kupienia w sklepach internetowych i z żywnością z całego świata).
Z jajek, semoliny i atramentu zagniotłam czarne jak smoła ciasto. Rozwałkowałam i wykroiłam mnóstwo prostokątów. Dynię, orzeszki, szalotkę i oliwę przepuściłam przez praskę. Farsz rozłożyłam łyżeczką na kawałkach ciasta, złożyłam na pół i zalepiłam brzegi. Gotowałam 3 minuty od wypłynięcia w osolonym wrzątku. Można do farszu dodać garść świeżo tartego parmezanu lub pecorino. Podałam polane masłem szałwiowym. Można uprażyć też cienkie plasterki pancetty do posypania.
Danie III: Gnocchi z Dynią
Składnik dodatkowy: garść tartego pecorino lub parmezanu
Tym razem nie gniotłam ciasta, a do farszu dyniowego jak w poprzednim przepisie dodałam mąkę i ser. Z ciasta utoczyłam wałeczki i formowałam kopytka: kroiłam na plastry, każdy rozpłaszczyłam i zrobiłam wgłębienie. Gotowałam w osolonym wrzątku 1 minutę od wypłynięcia. Gnocchi można też formować przy pomocy dwóch łyżeczek jak na zdjęciu poniżej. Zauważcie, że są to gnocchi bez jajek.
Łącząc przepis na danie I i III, możemy zrobić czarny makaron z dynią. Teściowa padnie!
Te przepisy to baza, dodatki do dyni mogą być różne. Smacznego Zofio. Beo dołączam się do święta. A moje wyczyny z poprzednich lat znajdziecie w Bei w podsumowaniach.
Kasiu,u Ciebie prawdziwy festiwal dyni!
OdpowiedzUsuńJasne,że dynię można do wszystkiego.
A takie kluseczki,pierożki to ja owszem.Kiedy robisz powtórkę?
Amber: powtórkę? No nie wiem. Raczej nieprędko, ostatnio tylko jednogarnkowe zupy, ale kilka dyni czeka sobie jeszcze na strychu.
OdpowiedzUsuńWszystko mi się podoba, a najbardziej gnocchi i czarne pierożki. Bardzo u Ciebie festiwalowo :-))
OdpowiedzUsuńCzarne pierożki są rewelacyjne :) U mnie może nie teściowa, ale teść naprawdę by padł. Do gnocchi się przymierzam, może po festiwalu popełnię, ale ostatnia wersja (z burakami) wyszła fatalnie (lepko, lepko wszędzie... a potem maxi glut) i trochę się waham ;)
OdpowiedzUsuńKrokodylu dziękuję.
OdpowiedzUsuńPtasia: krzywe nieco, ale ja jakoś bardziej odnajduję się w polskim kształcie pierogów. Wiesz co tez miewałam ten problem: mój sposób to pieczone warzywo, wtedy jest bardziej suche.A dynia tez nie każda się sprawdza: u mnie Hokkaido i piżmowa (butternut). Ale gluta nie miałam robiłam szpinakowe, ziemniakowe, dyniowe, brukwiowe.
O moja droga! Ja chcę do Ciebie - tylko czemu mam tak daleko?! Pyszności po prostu - zachwycam się!!! Może jakbym Ci precla z dynią podarowała, to mnie jednak nakarmisz?! Please!!!:D
OdpowiedzUsuńZakochalam sie w tych czarnych pierozkach! Nie robisz ich przypadkiem na wynos? ;)
OdpowiedzUsuńchyba mam na imię Zofia...
OdpowiedzUsuńZwariowalam na widok tych dyniowych dan. :) Cudowne. Kolor ciasta pierozkowego kontrastujacego z nadzieniem iscie bajeczny. No nie wiem doslownie jak to jeszcze komplementowac? ;)
OdpowiedzUsuńTak, pieczone, masz rację, potem niestety dopiero pomyślałam (albo np. z ziemniakami gotowanymi w mundurkach - M tak robił zwykłe i było ok). Btw, bo napoczęłam moją piżmową (butternut, skoro wolisz z angielska ;) i ta krzaczasta Amazonka, co się nie płoży, miała b. podobnie zwięzły miąższ, tylko jeszcze super pomarańczowy.
OdpowiedzUsuńO tak, Bea przyklaskuje! Z dyni mozna zrobic absolutnie wszystko, co swietnie dzis pokazalas Narzeczono :)
OdpowiedzUsuńCzarny makaron z dynia bardzo mi sie spodobal, kontrast kolorystycznie swietnie tu bowiem wyglada. Pozwol, ze pozycze sobie ten pomysl ;)
Pozdrawiam serdecznie!
I dziekuje za udzial w Festiwalu :)
Ooo, te czarne pierożki wyglądają szalenie malowniczo z pomarańczowym kolorkiem dyni. Nawet bym się skusiła na jednego, mniam.
OdpowiedzUsuńFajne pomysły, a czarne pierożki the best!:)
OdpowiedzUsuńPiekny kontrast i efekt. Za mna chodzi ostatnio burakowy makaron. Ciekawe czy ktos juz wpadl na pomysl burakowego festiwalu ;))
OdpowiedzUsuńAniu z Kucharni: taki deal mi odpowiada. Widziałam twoje precle boskie. Mam słabość do precli takich moczonych w zasadzie sodowej to była przygoda.
OdpowiedzUsuńMaggie: a gdzie byś je chciała wynieść?
Jswm: No popatrz, nie wiedziałam!
Karolino: Serwus! Uśmiecham się do ciebie zza małej wody.
Ptasia: a wyzło ci coś z takich wydłubanych nasion.
Beo: to byłby dla mnie zaszczyt. Lecieciutko wyczuwa się smak morskiego zwierza, ale dosłownie delikatnie.
Caracordata, Majana dziękuję.
Miss_coco: robiłam zielony szpinakowy, a burakowe nalesniki:
http://nakruchymspodzie.blogspot.com/2010/05/kolorowy-tort-nalesnikowy.html
W sensie czy coś z nimi zrobiłam, czy że coś wysiałam? Nie wysiewałam nigdy, słyszałam, że to różnie wychodzi, zależy od gatunku. Wydłubane nasiona za to pyszne podprażone w piekarniku, mniam, mniam, np. z samą solą, oliwą i solą, solą i chilli.
OdpowiedzUsuńNIeeeeee, czarne pierożki wymiatają! Super :)
OdpowiedzUsuńTe czarne pierozki to wygladaja jak najpiekniejsze ciasteczka :))) O rany, czy ja wszedzie widze/czuje cukier? :DD
OdpowiedzUsuńCzy atrment z mątwy mogę zastapić czymś innym choćby..zwyklym atrmentem?
OdpowiedzUsuńAnimowy,
OdpowiedzUsuńProszę przedstaw się na przyszły raz.
Przyznam, że twoje pytanie wprawiło mnie w pewne osłupienie. Co prawda kiedyś atrament do piór też robiło się z mątwy ( kałamarnicy), ale dziś chyba jest syntetyczny i chyba niespożywczy. Nie wiem jak ty, ale ja unikam rzeczy niejadalnych a szczególnie jeśli powstały przemysłowo. Można użyć ewentualnie czarnego barwnika spożywczego, ale to już według mnie nie to. Zresztą barwników spożywczych używam tylko do domowej ciastoliny nigdy do jedzenia. Także jeśli pytasz mnie czy można czymś zastąpić to odpowiadam, nie. Można zawsze zrobić żółty makaron i już. Żadnych półśrodków i na skróty. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny. GN