Miało być inaczej wyszło tak. Nie będę się rozpisywać co nie poszło, szkoda słów. Jestem chyba za dużym szałaputem do pieczenia chleba, bo ciągle zdarza mi się, że wyrabianie i formowanie wypada mi gdzieś koło trzeciej nad ranem. Dobrze, że są stare przedwojenne sposoby.
"Jeżeli ciasto wyrobione w formach nie rośnie dla złych drożdży, nie chcąc, aby się całkiem zepsuło, rozczynić ćwierć litra mąki, ćwierć litra mleka letniego (proporcja na 4 litry mąki), dodać do tego 15 dk drożdży, łyżeczkę sproszkowanej sody, a gdy drożdże ruszą, wyjąć ciasto z formy, dodać do tego ciasta wyrośnięte drożdże, wlać trzy łyżki rumu, wymiesić doskonale, potem powtórnie nałożyć w formę, a wtedy niezawodnie ruszy się: wprawdzie o wiele wolniej, ale dorośnie jak zwykle pełna forma, wtenczas wstawić je do pieca" za Praktyczne Przepisy przez Róże Makarewiczową, Lwów-1926
Polecam lektura wspaniała.
I choć nie musiałam postępować, aż tak skomplikowanie, chleb wyszedł pyszny. Bez dwóch zdań (nawet szałaputy nie były w stanie mu przeszkodzić). A łopatę to sobie zamówię na jakąś prezentową okazję.
niedziela, 23 listopada 2008
2 komentarze:
Chętnie odpowiem na wszystkie pytania dotyczące składników i przepisów. Uwagi przyjmuję. Złośliwe oznaczam jako spam. Podobnie traktuje komentarze z linkiem typu zajrzyj do mnie, zapisz się do mnie, zapraszam na konkurs. Anonimie przedstaw się! Dziękuję za odwiedziny. Gospodarna narzeczona i czasem On i zawsze Ono.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
witam piekarenkę :D
OdpowiedzUsuńJest mi bardzo miło ,ze przyłączyłaś się do naszego pieczenia i zapraszam do następnych edycji:)
Chleb dobry, i ciesze sie ze bez sproszkowanej cebuli. Ta lyzka suszonej wystarczyla w zupelnosci. Dziwi mnie jednak ze kazdy z chlebow z tego samego przepisu wygladal zupelnie inaczej (w sensie wyrosniecia).
OdpowiedzUsuń